Przejdź do głównej zawartości

Translator

Czas Ankony i Warszawy /1944/

Zdobycie klasztoru na górze Monte Cassino, ani też zdobycie Piedimontei wcale nie znaczyły dla nas końca walk we Włoszech. Niemcy cofali się, ale przecież nadal odgryzali się aliantom, i to mocno. Wciąż robili nam problemy. Ja wtedy byłem w oddziale informacyjnym, którego szefem głównym był Michniewiczii.
Pewnego dnia mój pułkownikiii woła mnie i proponuje:
- Panie poruczniku, trzeba kogoś na zastępcę szefa bezpieczeństwa!
Tę funkcję pełnił taki jeden, który za nic nie lubił ryzykować. Jak było coś śmierdzącego, to już go nie było i trzeba było robić za niego. Dlatego pułkownik chciał go zmienić.
- Ja myślałem o panu - mówi pułkownik, ale kogo by pan widział, żeby mógł pana zastąpić?
Wtedy na swoje miejsce zaproponowałem Kośmidra. Znałem go jeszcze sprzed wojny, a potem wracaliśmy z Afryki Południowej na jednym statku. W Afryce był instruktorem i szkolił Murzynów, przygotowywał ich do wojny na Dalekim Wschodzie. Kośmider wziął moje stanowisko, a ja poszedłem na zastępcę szefa bezpieczeństwa II Korpusu.

Ja już wcześniej miałem kontakty z Anglikami, ale teraz ich jeszcze przybyło. W tamtym czasie zrobiłem coś, czego powinienem się wstydzić, coś nie bardzo fair. To było zaraz po wejściu do klasztoru. Był bardzo zrujnowany, ale dla nas nie to było najgorsze. Po tej bitwie całemu II Korpusowi musieli wszystkie mundury zmienić, bo trupi odór przeszedł wszystko, mundury i bieliznę też. Niemcy, którzy przeżyli, też śmierdzieli strasznie – a ich trupy jeszcze bardziej.

Polacy w ruinach klasztoru, 18.05.44 /w: Żabczyński.../.

Zaraz po ataku na Monte Cassino, jak tylko zostałem mianowany, przychodzi z 8 Armii brytyjskiej rozkaz, że im potrzeba jakieś 50 kompletnych mundurów niemieckich – i my mamy im to dostarczyć. Rozkaz jest taki, że mamy to pościągać z tych makabrycznych trupów. Okropność, bo te trupy są przecież podziurawione, zakrwawione i leżą od wielu dni i ładnie nie pachną. Anglicy chcieli wszystko, całe mundury, włącznie z butami. Jak my mamy to zrobić?! A nasi ludzie nie tylko że śmierdzą, to jeszcze strasznie są pomęczeni. Więc kombinuję, żeby ich nie…
Wszyscy wiedzą, że Monte Cassino atakowali najpierw Francuzi, potem Anglicy i Amerykanie. Amerykańskie bombowce zburzyły bombami cały klasztor, a potem Niemcy w tych piwnicach, w tych kazamatach się okopali - te gruzy jeszcze ich broniły. Wielu jednak zginęło, bo to i samoloty, i nasz artyleria w nich tłukły. Ich trupy wtedy jeszcze nie były pochowane, nie miał się tym kto zająć.
Przed nami wiele tygodni, a nasz pierwszy atak poszedł w maju, gdy już zrobiło się całkiem ciepło. Można sobie wyobrazić, jak tam cuchnęło, gdy "nasze" trupy leżały od 11 aż do 18 maja - cały długi tydzień!
Co tu zrobić? Niedaleko od nas była „klatka” niemieckich jeńców.

 Jeńcy niemieccy pod Cassino, 1944 /w: New Zealand History/.

Pojechałem tam, porozmawiałem z jednym doktorem, szefem tych Niemców. Powiedziałem mu, że powołana jest specjalna komisja i ona właśnie przychodzi - a jej szefem był kto? No, przecież że ja – bo Tadeuszekiv sam siebie mianował. I ja idę do nich, oczywiście po niemiecku, pytam:
- Czy macie wszy?
Nie było ważne, co odpowiedzą, bo i tak mieli się wyczyścić. Od razu mówię do nich:
- Jutro rano przyjadą fryzjerzy i oni będą was strzyc i czyścić, żeby tu się co nie rozniosło. Dlatego, za wyjątkiem waszych własnych rzeczy personalnych (red. osobistych), tj. portfelów, zegarków i temu podobnych - zadysponowałem - wszystko co macie na sobie albo w bagażu, ma być ułożone w kostkę, do dezynfekcji.
Nazajutrz Niemcy wykonali te polecenia to co do joty i zostali bez ubrań. Wtedy powiedziałem im, że przecież nie mogą być nago, że dlatego ofiarowaliśmy im angielskie battle dresy, bo nic innego nie mamy przecież.
Niemcy się przebrali, a ich ubrania poszły do dezynfekcji. Porządek musi być – ale za dwa, trzy dni musiałem im powiedzieć, że jest problem, bo nasi higieniści nawalili:
- Tak dezynfekowali, że się wszystko, wasze rzeczy, spaliło się!
- Ha, cóż! 8 Armia podziękowała za komplety umundurowania, a Niemcy chodzili w angielskich mundurach.

 Forsowanie rzeki Chienti /w: Ankona- bitwa.../.

Ja zawsze miałem problemy z tymi zawodowymi oficerami, którzy w bitwie się nie sprawdzili, a tylko w sztabie urzędowali. Na wszystkich odprawach udawali braterstwo broni, ale gdy nasz pułkownik wykład zrobił i potem pytał o zdanie wszystkich podkomendnych, to większość z tych zawodowców najpierw kalkulowała, czy odpowiedź będzie się podobała przełożonemu i bali się powiedzieć „coś nie tak”. Tymczasem ja zawsze czekałem, żeby mówić jako ostatni. Jak już oni swoje powygadywali, to mówiłem do nich i pułkownika:
- Wcale nie jest, jak się wydaje tutaj! Nie znacie rzeczywistości! - bo ci dyplomowani oficerowie, po szkołach "z orzełkami", naprawdę nie znali rzeczywistości.
Mogłem sobie trochę pozwolić, bo miałem już parę odznaczeń i nawet Sikorski mi je wręczał. Może nawet za dużo sobie czasem pozwalałem?

Pewnego dnia wyszedł rozkaz, aby ci dyplomowani, którzy dołączyli do nas we Włoszech z Anglii - żeby poszli do liniiv. Poszli na dowódców batalionów i wtedy okazywało się, jak to jest w prawdziwym boju, a nie w teorii. Stało się na przykład tak, że przy przeprawie Czekałowskivi zapomniał wydać rozkaz, aby zaraz za pierwszymi oddziałami piechoty, które chwyciły przyczółek mostowy, przeprawić działa przeciwpancerne, chociaż saperzy zdążyli już przerzucić przejście przez rzekę. Gdy w kontrataku Niemcy zaatakowali czołgami – to z braku środków przeciwpancernych wyrzucili batalion z powrotem za rzekę. Potem nasi to nadrobili, ale były straty.
Chcieli go wziąć z powrotem do sztabu, jednak odmówił - wolał zostać w linii.

Polacy w Ankonie, 1944 /fot. NAC, w: Ankona.../.

W sierpniu gruchnęła wieść, że w Warszawie wybuchło powstanie. Anders ani Sosnkowski tego nie chciałvii, ale cóż… Co my mogliśmy na to? Jedyne to było, że my wtedy Niemców mogliśmy mocniej nacisnąć, żeby ta wojna już się skończyła. Wcześniej jednak Powstanie upadło i Niemcy nie chcieli Warszawiakom dać praw. To my powiedzieliśmy do Niemców, że nie będziemy brali jeńców. W końcu Niemcy jednak ulegli i przyznali prawa kombatanckie żołnierzom AK. Wcześniej jednak chcieliśmy pomóc Powstaniu – samolotami wozili im broń. Myśmy mieli na południu Włoch kilka swoich, polskich baz i obozów - była baza główna i kilka jej podległych. Na południu była też baza Jedenasta (red.: Brindisi). Gdy było Powstanie Warszawskie - stamtąd szły zrzuty broni i materiały. Wracało mało - jeden na dziesięć! Lecieli przez cały Adriatyk, Jugosławię, Bałkany – z braku paliwa nie mogli tak wracać, więc gubiły się. Myśmy zażądali, żeby Ruski pozwolili im startować z ich lotnisk - zaopatrzenie w paliwo - odmówili. Trzeba było zaniechać. W drodze powrotnej czekały myśliwce niemieckie i ich zestrzeliwaliviii.

Więcej OPOWIEŚCI UŁANA >>>

Opr.: WojCiech

-----------------------------------------

i    Operacja zdobycia Piedimonte miała cechy improwizacji - 6 pułk pancerny poniósł duże straty w ludziach i czołgach walcząc w terenie bardzo trudnym do akcji, pozbawiony dobrego wsparcia piechoty i artylerii.

ii    Władysław Michniewicz (1901–1995) – szef Oddziału Informacyjnego Kwatery Głównej 2 Korpusu, z ogromnym doświadczeniem wywiadowczym:
Od 1917 r. członek POW na Humańszczyźnie. W 1918 r. aresztowany przez bolszewików w Rosji, skąd uciekł. W grudniu skazany na karę śmierci przez petlurowców, również uciekł. Na Humańszczyźnie kierował placówką POW do sierpnia 1919 r. Od marca 1920 r. służył w II Oddziale Sztabu Generalnego WP. Od sierpnia 1920 r. przebywał na placówce wywiadowczej w Estonii (od 1921 r. jako drugi pomocnik attach ́e). Od stycznia 1922 r. pracował na placówce wywiadowczej w Moskwie, od grudnia 1922 do czerwca 1923 r. był jej kierownikiem. Następnie ponownie znalazł się w centrali II Oddziału Sztabu Generalnego WP. W latach 1922–1927 pełnił służbę w 45 Pułku Piechoty w Równem. Absolwent Wyższej Szkoły Wojennej (1930). Następnie w Dowództwie 2 Dywizji Piechoty Legionów. Od listopada 1932 r. ponownie w Wydziale Wywiadowczym II Oddziału (placówka w Kijowie). W 1937 r. został dowódcą kompanii w 15 Pułku Piechoty. W 1938 r. ponownie w wywiadzie (Czechosłowacja). W 1940 r. został szefem wywiadu na Środkowym Wschodzie, a w 1943 r. szefem Oddziału II 2 Korpusu Polskiego. Po zakończeniu wojny wyemigrował do Ameryki Południowej i zamieszkał w Argentynie.
/w: K. Paduszek, „Enfant terrible” wywiadu i kontrwywiadu II Rzeczypospolitej, czyli rzecz o ppłk. Władysławie Michniewiczu, [w:] Wywiad kontrwywiad wojskowy II RP, red. T. Dubicki, Łomianki 2019, s. 177–186/

iii    Mój pułkownik woła mnie... – spisujący wspomnienia por. Majerowicza nie wie, czy chodzi o płk. Michniewicza, czy też przełożonego innej rangi.

iv    Tadeuszek – tak zwykł o sobie samym mówić por. Tadeusz Majerowicz.

v    Wymownym przykładem niedoborów żołnierzy „w linii” może być sytuacja opisana tuż przed bitwą o Monte Cassino:
9 maja 3. DSK była gotowa do rozpoczęcia natarcia. Liczyła ona 851 oficerów i 12 841 szeregowych. Do pełnych stanów etatowych brakowało 785 szeregowych, istniała natomiast nadwyżka 31 oficerów.
/za:
Bartosz Janczak, Bitwa o Monte Cassino i chwała „karpatczyków”./

vi    Mjr dypl. Zdzisław Czekałowski – absolwent Wyższej Szkoły Wojennej, kursu 1938-1940 (XIX promocja), wtedy jako pomocnik oficera informacyjnego 12 DP w stopniu porucznika. Wg T. Majerowicza napisał broszurę p.t. "Planowanie i rzeczywistość" (bliższych danych brak).
Był dowódcą
3 Batalionu Strzelców Karpackich od 10 VI 1944, a zatem już po bitwie o Monte Cassino, natomiast dowodził w walkach o Ankonę. Można podejrzewać, że „wpadka” opisana we wspomnieniach dotyczyła niepowodzenia związanego z przekraczaniem strumienia Valentino, w kierunku na wzgórze Santo Stefano – w artykule Bitwa o Ankonę… problemy związane z przekroczeniem bagnistego strumienia opisane są kilkakrotnie, jednak bez sugestii wskazanej przez T. Majerowicza.

vii   Obecnie wiadomo, że dowództwu AK w Warszawie nie wydano jednoznacznej zgody na rozpoczęcie powstania, ale też jednoznacznie nie zabroniono. Co prawda 29 lipca 1944 Naczelny Wódz posłał do Warszawy depeszę /.../ w obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powszechnemu powstaniu /.../, jednak została przetrzymana i dotarła do Warszawy dopiero 6 sierpnia (w: Kazimierz Sosnkowski: bezsilny sprzeciw Naczelnego Wodza).

viii Straty lotnicze nie były aż tak wielkie, ale zrzuty mało skuteczne:
        Piloci mieli do pokonania ok. 3 tys. kilometrów w obie strony, w większości nad terenami okupowanymi przez III Rzeszę. /.../ ...w trakcie powstania 306 samolotów alianckich zrzuciło nad walczącym miastem 159 ton uzbrojenia, leków i prowiantu. Niestety większość zasobników dostała się w ręce niemieckie. /.../ W czasie lotów nad Warszawę siły sprzymierzone straciły 41 samolotów, a śmierć poniosło według różnych szacunków 220-250 członków załóg bombowców.  /za: Polska Zbrojna: Zrzuty nad Warszawą/.