W czasie tej wojny ludność Włoska była dla nas generalnie dobrze ustosunkowana. Gdy wchodziliśmy, to wołali:
- Nostri liberatori! - że niby jesteśmy ich wyzwolicielami.
Włochy to kraj gorący i namiętny. Jednak czasami z tego mieliśmy kłopoty - chodziło o sprawy męsko – damskie, bo niektórzy się przecież zakochiwali nawet.
Wyzwoliciele Bolonii 1945 /fot. NAC, za: Dzieje.pl/. |
Pamiętam, był taki Zaidler [red.: nazwisko niekoniecznie jest prawdziwe], zawodowy muzyk, pięknie grał na akordeonie. Zapoznał się z pewną Włoszką. W końcu okazuje się, że ona jest w ciąży, a on chce się wywinąć z małżeństwa. Awantura niemała, w końcu cała sprawa ląduje w biurze Tadeuszka. Przyszli oboje, bo i ta Włoszka i akordeonista. Ona mi opowiada:
- Obiecywał małżeństwo, więc… i nagle ciąża.
Dalej tłumaczy, że ona tak nie może zostać sama, bo jej stryj czy wuj to jest wielka figura w Watykanie. Jak się ciąża wyda, to ją zabije!
Nawet nie mogę nic powiedzieć, bo kłócą się się cały czas. Wtem patrzę, że ona łapie za dużą, ciężką popielniczkę, która była na biurku. Ta gorąca Włoszka ją złapała i zamierza się, żeby walnąć Zaidlera w łeb! Gdybym ją wtedy nie złapał za rękę…
W końcu przestali się awanturować i zaczęliśmy rozmowę, jak to wszystko załatwić. Okazało się, że niekonieczne jest małżeństwo - posłaliśmy ją do szpitala, żeby skrobankę zrobić. Tak to się czasem załatwiało.
Wiedzieliśmy też, że niektórzy z naszych to się z Włoszkami żenili. Miewali z tego jednak problemy z Anglikami, bo oni urzędowo Włochów i Włoszki za wrogów mieli nawet po wojnie.
Jeszcze latem 1943 Włosi mieli dość i zdjęli Mussoliniego z rządu. Jednak Niemcy nie odstąpili i nie tylko odbili go z więzienia, ale wywieźli na swoje terytorium. Zrobił to ten sławny niemiecki komandos, Skorzenyi. To jednak nie pomogło Mussoliniemu, bo tuż przed końcem wojny Włosi i tak go dopadli. Rodacy powiesili jego i jego nagą kochankęii. Ja nawet widziałem Mussoliniego na Placu Loreto w Mediolanie, razem z tą jego babą. On wisiał tam nagi, powieszony za nogi. Byłem też w miejscu, gdzie go zastrzelili - tak mi wtedy powiedziano. To był taki ogródek, przy domu. To wszystko działo się pod sam koniec wojny, niedługo po zdobyciu Bolonii.
Mussolini (drugi od lewej) i Petacci (trzecia), Mediolan 1945 /domena publiczna/. |
Mam takie zdanie, że ta cała wojna Włoch z Aliantami i potem walki we Włoszech - to była głupota tego idioty, Mussoliniego. On zrobił to samo, co Ruski zrobili nam. Też wsadził aliantom nóż w plecy - jak już Hitler był prawie panem Francji, to Mussolini zaczął bombardować kolumny francuskich uciekinierów. Król Włoch, Wiktor Emanuel, tego nie chciał. Przecież w czasie I wojny światowej Włosi byli aliantami Francji i USA i źle na tym nie wyszli.
Niemcy byli nieustępliwi i tylko siłą można było ich przegonić. Bardzo w tym pomocne było lotnictwo, które pomagało już w Neapolu, na Sycylii i oczywiście później. Byli "bardzo ładni" w powietrzu – latali „w trapezik”, a potem okładali Niemców, choć nie zawsze tylko ich. Taka katastrofa zdarzyła się i naszym. Wtedy przyleciały klucze bombowców, po 18 w kluczu - i zaczęły walić bombami na brzegi rzeki. Pierwszy klucz - dobrze, drugi - dobrze, trzeci – też dobrze. Wtedy powstał wiatr, a dymy i ziemię zaczęło znosić w stronę naszego batalionu, który miał iść do natarcia. I wtedy, przez pomyłkę, czwarty klucz zrzucił bomby w ten zadymiony batalion! Jak ich zatrzymać, te bombowce? Nadajemy radiem – ale to wcale nic nie pomaga. Ktoś wpadł na pomysł i nasza artyleria zaczęła strzelać dalej, żeby wskazać, wytyczyć lotnikom dobrą linię bombardowania. Duże straty powstały w naszym batalionie, ale i tak poszli do natarciaiii.
Czasem to wszystko przechodzi ludzkie rozumienie. Na przykład w czasie ataku na Bolonię nasi komandosi spotkali Niemców, tych samych, którzy naszego kapelana zastrzelili pod Piedimonte - 1 Dywizja Spadochronowa niemiecka. Gdy myśmy atakowali – to była nasza ostatnia bitwa, żeby wziąć Bolonię - to Niemcy byli mocno ufortyfikowani na rzece. Z przodu mieli mieli beton i ziemię - nie było ich żołnierzy widać. Mieli umocnienia wpuszczone w brzeg rzeki i dlatego nie było widać, skąd do nas strzelali – walili na wprost i był ogień flankowy. Na to wszystko artyleria – ich i nasza. W końcu nawet nasze lotnictwo przychodziło. Ładnie latali nad głowami - "w trapezik" – ale nie można było Niemców wykurzyć… W końcu - żeby to wszystko wyczyścić - przyszły miotacze płomieni, czyli ciężkie czołgi z wyrzutniami ognia na 300 miv. Wypalili cały brzeg tej rzeki, wszystko poszło w czortu! (red. z rosyjskiego: w diabły).
Ogień z Churchill Mk VII Crocodile /w: Czołg z miotaczem.../. |
Weźmy chociaż takich Ghurków [red.: W ramach 2. Korpusu Polskiego funkcjonowała bitna 43. hinduska brygada zmotoryzowana Gurkhów]. To byli bardzo porządni żołnierze, znałem ich jeszcze z Afryki. W Tobruku od Hindusów przejmowaliśmy linie 19 Pułku Ułanów Hinduskich. To był dobry pułk, pierwsza klasa. Anglicy pozwalali im wiele – na przykład codziennie musieli choćby kroplę mleka koziego wypić. Więc Hindusi te kozy wozili na ciężarówkach. Jedli też rozmaite korzenie i to wszystko z magazynów dostawali. Anglicy każde wojsko zaopatrywali, w co chcieli, czego potrzebowali.
Gdy byliśmy pod Bolonią, to już było w kwietniu. W czasie ataku na Bolonię nasi komandosi spotkali Niemców, którzy naszego kapelana zastrzelili - 1 Dywizja Spadochronowa niemiecka. Ci sami, co na Monte Cassino. Oni stawiali nam wściekły opór. Tymczasem Hindusi byli trochę na prawo od nas. I jak nie można było tych Niemców wykurzyć, to – a noc była całkiem ciemna, bez księżyca - Ghurkowie zostawili karabiny i tylko z takimi swoimi nożami, dużej szerokości [red.: nóż kukri] - poszli do ataku. Walka wręcz - tylko z tymi nożami! Nie widzieli za bardzo, to nie tylko wszystkich Niemców wyrżnęli, ale i miejscową ludność włoską, w cziortu, do gołego. Nikt nie został w tej wiosce. Rano się okazało, że także cywile poginęli. Co robić z tym wszystkim? Więc zaraz przyszedł rozkaz i nasza artyleria musiała zburzyć tę wioskę, żeby nie było śladów, co tam Ghurkowie zrobili. Co tam gadać - Azja jest Azja. Jak oni rzucili broń palną i pooooszli, to.... Jak już ruszyli, to nikt ich nie może zatrzymać.
Groby Gurkhów, okolice Bolonii /w: Do broni/. |
Po zdobyciu Ancony wojna wciąż trwała. Wyszliśmy na Linie Gotów i znów nasi bili się z niemieckimi spadochroniarzami. W zimie wciąż trwały walki w Apeninie Emiliańskim – tam mieliśmy duże straty.
Haubica Priest 105 mm, Mondano, Linia Gotów, 1945 /fot. NA18392; Walki.../. |
Był marzec 1945, prawie koniec wojny. Zaraz miała ruszyć nasza ofensywa na Bolonię, tak zwana wiosenna, wtedy, gdy były te przyjazdy, gdy Włosi domagali się pomocy i chcieli z naszymi bardzo się dogadywaćv. Wtedy już nie Anders, ale generał Bohusz-Szyszkovi, ten spod Narviku, dowodził nami we Włoszech.
Stało się tak, że gdy Anders jechał w samochodzie – to jego kierowca spotkał się z naszym czołgiem. Nie należy mu się dziwić, bo tam był trudny teren. Wszystko pominowane, drogi powysadzane – nasi saperzy robili, co mogli, naprawiali jak tylko mogli – ale przy tym mijaniu się z czołgiem samochód z Andersem zrobił parę beczułek i generał stał się kontuzjowany. Doktor ocenił wtedy, że Anders nie może odpowiadać za dowodzenie korpusem.
My wtedy siedzieliśmy w Ankonie, a tymczasem gen. Bohusz-Szyszko był na audiencji u Papieża w Rzymie. Jak dać znać? Uznali, że trzeba szybko polecieć, aby go poszukać i powiadomić o wszystkim, i żeby przejął dowodzenie, a to ma stać się pilnie. Dlatego kogoś trzeba wysłać samolotem. I kogo wysłali? Wysłali Tadeuszka! Dali mały samolot, tzw. "kukułka": 4 miejsca, dwa koła. Dwóch siedziało z przodu, dwóch w tyle (zaraz za nimi). Pilot - Kanadyjczyk. Nie miał łatwo, bo musiał znad morza przelecieć w poprzek, przez góry, przez te cholerne Apeniny. Wtedy tam jeszcze na górach siedzieli Niemcy. Pilot był pierwsza klasa – prześlizgiwał się dolinami, pomiędzy nimi. Szczęśliwie dotarliśmy do Rzymu i tam wylądowaliśmy na lotnisku, a z lotniska pędem na Komendę Placu, do Komendy Polskiej.
Mieliśmy wtedy problem z niemiecką radiostacją. WANDA ją nazywali. Niemcy w niej nadawali do naszych, żeby dezerterowali z wojska, bo po co mają walczyć, jak Polski nie będzie? Chciałem, żeby ją jakoś uciszyli. Pogadałem o tym z naszymi, a potem zaraz najważniejsze:
- Gdzie jest generał Bohusz? - pytam.
- Pojechał na audiencję do Watykanu!
W Watykanie musiałem chodzić „od Annasza do Kajfasza”... Przedstawiam się tam prałatom różnym, i dalej kolejnym i innym "różnym", którzy pilnowali dostępu do papieża. Wreszcie dotarłem aż do przedpokoju Piusa XII. Tam już nie prałat - przyjął mnie kardynał, sekretarz papieża. Od niego patrzę – a tam drzwi otwarte i papież rozmawia z Bohuszem. Generał, jak tylko mnie zobaczył - to już wiedział, że jest coś nadzwyczajnego. Powiedział o tym papieżowi, który z kolei kazał generałowi natychmiast iść do mnie i zapytać, co mnie sprowadza. Więc rozmawiamy:
- Co jest, poruczniku?
- Generał Anders miał wypadek w samochodzie. Trzeba, żeby pan przejął dowództwo korpusu...
- Co z Andersem? Żyje? Zdrów?
- Trochę siniaków, wstrząs... Ale ci lekarze mu nie pozwalają, pan ma przejąć dowodzenie.
- Czy mogę skończyć moją rozmowę z papieżem?
- Poczekam - bo co mam powiedzieć?
Niedługo już trwało i audiencja skończona, a po audiencji - na lotnisko.
Samolot nad Włochami 1944 /domena publiczna/. |
Pilot, ten Kanadyjczyk - zjadł w kasynie oficerskim i czekał na nas. Szybko wystartowaliśmy z powrotem. Gdy znów zagłębiliśmy się w górskie wąwozy - żeby Niemcy nas nie strącili - to Szyszko-Bohusz mówi, że składał egzamin pilotowania samolotu - i żebym ja powiedział Kanadyjczykowi, że on chce trochę polatać.
- Cholera, Niemcy mnie nie utłukli, a ten wyrżnie w byle górę i taki głupi koniec z nami będzie!
Na całe nasze szczęście wiedziałem, że Bohusz nie zna angielskiego i nie będzie wiedział, co mówię. Więc spokojnie gadam do pilota:
- Generał ma brewet (dyplom) do kierowania i chce spróbować polecieć. Czy ten samolot ma podwójne stery, żebyś jednak ty mógł prowadzić?
Pilot coś mi odpowiedział, ale prawie go nie słuchałem, bo wiedziałem, co ja wytłumaczę generałowi. Dla pozoru jeszcze chwilę pogadałem z pilotem po angielsku, po czym mówię do Bohusza, wskazując na pilota:
- On bardzo przeprasza, ale regulamin zabrania mu oddania sterów.
Generał był przeszkolony, więc wiedział, że w samolocie to pilot jest gospodarzem i każdy mu podlega - nawet wyższa szarża. Nie dyskutował więc i tak szczęśliwie wylądowaliśmy w Peskarze, bez generalskiego pilotażu.
Powiem, że dla mnie pomysł Bohusza to była kompletnie komiczna, nawet idiotyczna sytuacja. Nie może żaden generał chcieć odebrać stery pilotowi.
---------------------------------------
i Otto Skorzeny uwolnił Mussoliniego z aresztu we wrześniu 1943 - Operacja Eiche.
ii 28 kwietnia 1945 komunistyczni partyzanci rozstrzelali w miejscowości Giulino di Mezzegra Benita Mussoliniego i jego kochankę Clarę Petacci. Potem ciała zostały przewiezione do Mediolanu i tam wystawione na widok publiczny. /za: Kalendarium Historyczne/.
iii Zbombardowanie własnych oddziałów czasem się zdarza. Być może tutaj został opisany „wypadek” z 9-04-1945 w czasie przekraczania rzeki Senio:
/.../ 1 kwietnia gen. Bohusz-Szyszko konsultował swoje posunięcia z gen. McCreery’m, ustalając, iż natarcie 2. Korpusu Polskiego rozpocznie się równocześnie z akcją 5. korpusu. Nazajutrz przedyskutowano sprawę z dowódcą brytyjskiej jednostki. Dzięki akcji wywiadu udało się Polakom ustalić, jakie siły niemieckie czekają na nich po drugiej stronie rzeki. /.../ Do operacji przydzielono wsparcie 900 ciężkich bombowców, 260 średnich bombowców i 650 myśliwców bombardujących, które nadlatywać powinny w 42 falach po 18 maszyn w pasach działania 5. i 8. armii. 9 kwietnia o 13.50 rozpoczęto bombardowanie niemieckich pozycji. Nieuwaga alianckich lotników sprawiła, iż kilka bomb spadło na pozycje zajmowane przez 5. batalion. Zanotowano 4 zabitych i 10 rannych. Później meldowano o większych stratach, sięgających nawet 9 zabitych, 32 rannych i 3 zaginionych. /.../
Inna wersja tego wydarzenia mówi o 37 zabitych i niemal 200 rannych:
...W pasie działań 3 Dywizji Strzelców Karpackich operacja rozpoczęła się 9 kwietnia 1945 roku o godzinie trzynastej trzydzieści od potężnego bombardowania nieprzyjacielskich pozycji przez alianckie lotnictwo. Niestety, jedna z grup bombowców pomyliła wyznaczony rejon i bomby spadły na szykujących się do walki karpatczyków. 37 polskich żołnierzy zginęło, a 199 zostało rannych. Mimo to polskie natarcie ruszyło o dziewiętnastej trzydzieści.
W: Bitwa o Bolonię. Ostatni wielki triumf Polaków w czasie II wojny światowej
iv Czołgowe miotacze płomieni – najprawdopodobniej Churchill Crocodile: Churchill Mk VII. Ich
rzeczywisty zasięg podaje się na ok. 110 - 140 m. Były używane w Kampanii Włoskiej [red.: nie znalazłem informacji o innych modelach miotaczy czołgowych aliantów w tej kampanii - trudno jednak zdecydowanie wykluczyć np. Shermann M4 Crodile].
v Włosi domagali się pomocy - 28 kwietnia 1945 włoscy komuniści rozstrzelali Benito Mussoliniego i jego kochankę, a 29 kwietnia wystawili oba ciała na widok publiczny w Mediolanie. „Wódz Narodu” został jednak wcześniej pozbawiony władzy dyktatorskiej, natomiast relacje polsko-włoskie wydawały się poprawne, aczkolwiek władze Włoch rozgrywali własne interesy, nie zawsze zbieżne z potrzebami Polski sytuacja opisano m.in. w: Maria Pasztor, 2 Korpus Polski a stosunki polsko-włoskie w latach 1945-1946; Przegląd Historyczno-Wojskowy 16 (67)/3 (253), 85-106 2015).
vi Gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko 16 czerwca 1943 roku został mianowany zastępcą dowódcy 2 Korpusu Polskiego. Z II Korpusem przebył cały szlak bojowy w kampanii włoskiej1944–1945. Na tym stanowisku uczestniczył w bitwie o Monte Cassino, Ankonę, linię Gotów, brał udział w walkach w Apeninach Emiliańskich. Od marca 1945 r. p.o. dowódcy 2. Korpusu - w tej roli, w kwietniu 1945 roku, dowodził zwycięską, ostatnią bitwą 2 Korpusu - bitwę o Bolonię.