Tam, w tych cholernych górach, nie tylko Niemcy byli niebezpieczni. Pod Monte Cassino - tam też były skorpiony. Zupełnie jak w pustyni. Ich ukłucie jest śmiertelne, nie było na to antidotum. Dlatego, jeśli gdzieś był taki skorpion, to maczaliśmy sznurek w benzynie, okładaliśmy w kółko skorpiona i podpalaliśmy. Wtedy biegał, rzucał się bezładnie w różne strony i na koniec własnym kolcem na ogonie - zabijał się sam. Na szczęście nie stało się tak z naszymi „Skorpionami”, tymi z drugiej pancernej - choć wielu ich tam ginęło. Góry nie są dobre dla czołgów.
M4 Sherman z II Korpusu Polskiego /w: Piedimonte - Zapomniany epizod.../. |
Powiem, że nasze czołgi robiły co mogły, ale w górach lepiej przydawały się w obronie. Niemcy na przykład ustawili je na swojej drugiej linii oporu, w Piedimonte. dynamitem powysadzali skały i czołgi wpakowali w te dziury. Wystawała tylko lufa i wieżyczka. Natłukli naszych co niemiara. Pamiętam… Jest gdzieś zdjęcie takiego czołgu, który spłonął, a w nim i obok dziewięciu ludzi.
Piedimonte, niemiecka linia obrony, 1944 /w: Polski Dom Wydawniczy 1945/. |
Oczywiście nie wszyscy ginęli. Mieliśmy wielu jeńców. Trzeba ich było przesłuchiwać, żeby wiedzieć, co nam przygotowali. Musiałem prowadzić przesłuchania takich jeńców, bo umiałem z nimi gadać… Nie tylko dlatego, że język znałem. Jak oni reagowali na takie rozmowy? Potrafili być bardzo zażarci. Na przykład jeden major - to taki cholera był, że…
Nim go do nas przyprowadzili, to musieli przejść przez pole minowe, które przecież Niemcy sami założyli. Wszędzie, jak grzybami, minami było nasiane, przeciwpiechotnymi. Paskudne, bo nie zabija, ale kaleczy.
Jak go złapali, to mu kazali iść naprzód:
- Wyście miny zakładali, to pan teraz przodem – i ten major szedł, aż wlazł na minę. Nogę miał strzaskaną, uszkodzoną - trafił do szpitala. Przeżył, a potem z nim gadaliśmy. Zapamiętałem go i patrzcie - parę lat temu podawali, że jest pułkownikiem Bundeswehry.
Na przesłuchaniu u mnie pochwalił się, że dostarczał dywizjom spadochroniarzy. Wielu zginęło we Włoszech, ale i tak przepadł ich tylko 1. batalion. Niektórzy z nich trafili do niewoli, wielu rannych. Później, drugi już raz - spotkaliśmy się pod Bolonią. Tam ci spadochroniarze niemieccy starli się z naszymi komandosami. Nasi wtedy mieli berety zielone.
Taka scena - leży pełno naszych. W Brygadzie Strzelców Karpackich był ks. Waculik, kapelan komandosów. Miał na sobie odznaki Czerwonego Krzyża i dawał ostatnie sakramenty bardzo ciężko rannemu Niemcowi. Parę metrów dalej leżał następny Niemiec - jeszcze zdołał wyciągnąć pistolet i zabił kapelana. Wtedy już nasi wybili ich wszystkich - nie było pardonu.
Polacy i niemiecki spadachroniarz, 1944 /Arch. G. Rutkowskiej; za histmag.org/. |
Wojna to wojna, a Niemcy byli szczególnie na nas zażarci, na Polaków.
Gdy w październiku skończyło się Powstanie w Warszawie, to Niemcy nie chcieli przyznać naszym Obrońcom Warszawy praw kombatanckich. Wtedy myśmy im na fonię powiedzieli, że wszystkich Niemców powybijamy, niewolnika nie bierzemy, że na miejscu będziemy dobijać - to wtedy Niemcy im przyznali te prawa.
Oni też nadawali do nas przez megafony i przez radio (WANDA). Ale co? Nasi wcale nie chcieli ich słuchać, nic to Niemcom nie dawało.
We Włoszech wielu naszych ginęło, ale więcej jeszcze przychodziło. Przecież wielu Polaków było w Wehrmachcie - Poznaniacy z Konina, Koła, Kalisza, Ślązacy i inni. Oni przecież do ich wojsk nie z własnej woli - Niemcy zmuszali. Mówili im, że mają się wypowiedzieć, czy są za Polską, czy za Niemcami. Kto za Polską - to ich wywieźli do GG, a reszta - za łeb i do wojska. Taki, wzięty do niewoli, przystawał do nas. Byli i tacy, co uciekali od Niemców, ale to nie było proste. Cholery mieszali zażartych Niemców z naszymi, a ci zawsze podejrzewali naszych o chęć ucieczki. Nie było więc naszym łatwo, ale i tak wielu ich było chętnych, aby przejść do nas. Wcielaliśmy ich do naszej armii - wszystkich chętnych. Byli najpewniejsi - bo ich Niemcy zaraz rozstrzeliwali, jeśli tylko złapali.
(od red.: Polacy, którzy znaleźli się w ramach Generalnej Guberni często zmuszani byli do pracy niewolniczej w ramach tzw. wywózek lub gorzej, w ramach obozów koncentracyjnych. Ci, którzy znaleźli się pod bezpośrednim zarządem niemieckim (Kaszubi, Wielkopolanie, Ślązacy) – traktowani byli jako obywatele niemieccy, ale gorszej kategorii. Nie przeszkadzało to jednak Niemcom zmuszać ich do walki za III Rzeszę, a odmowa groziła śmiercią. Józef Czapski tak to opisał:
...Gen. Wilson, głównodowodzący śródziemnomorskim terenem operacyjnym, pyta Andersa przy pierwszym z nim spotkaniu, jak myśli rozwiązać sprawę uzupełnień Korpusu na wypadek strat w walkach. Przecież Korpus nie posiada rezerw.
"Nasze rezerwy nie są za wojskiem, a przed nim" - odpowiada Anders. Uzupełnienia napłyną z frontu: Polacy przymusowo włączeni do armii niemieckiej, Polacy zaczajeni we Francji po klęsce francuskiej w 1940 roku, Polacy z organizacji Todta, aż po, w przyszłości, żołnierzy z obozów w Niemczech.
...Wbrew jednak sceptycyzmowi aliantów, w miarę posuwania się naprzód, liczebność naszych oddziałów się nie kurczy pomimo strat, a rośnie. Korpus liczy w chwili rozwiązania w 1945r. nie 50 000, jak przy lądowaniu, ale ponad 110 000 żołnierzy.
...Tę sytuację rozumie doskonale od pierwszej chwili wyższe dowództwo niemieckie. Specjalna radiostacja hitlerowska "WANDA”, w języku polskim nawołuje żołnierzy, by wracali przez front "do domu". Odezwy w tym duchu są zrzucane na nasze pozycje. Na jednej z tych odezw widzimy dwóch Murzynów zabitych u stóp Monte Cassino, a obok Polaka, "białego Murzyna", idącego do walki, by się również dać zabić…".
Dowódca korpusu wcale nie bronił słuchania "Wandy". [...] Na kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy polskich skusiło się dwóch Ukraińców, jeden Białorusin i jeden Polak-kryminalista.
/za: Józef Czapski, Na nieludzkiej ziemi; Czytelnik, W-wa 1990; str. 359/.
Powiem uczciwie, że mnie też nigdy do głowy nie przyszło, żebym się poddał. Jakby mnie schwycili - strzelałbym do ostatka, a ostatnią kulę sobie w łeb! Miałem z nimi porachunki jeszcze sprzed wojny, to by mi nie darowalii.
Front włoski miał duże znaczenie, żeby Niemcy nie bronili brzegu atlantyckiego, we Francji. Przecież tam planowany był desant, choć wtedy jeszcze nie wiadomo było, gdzie to będzie. Amerykanie i Anglicy w wielkiej tajemnicy to wszystko trzymali, chcieli Niemców zwieść, oszukać – jak to na wojnie. Dopiero potem okazało się, że od naszego uderzenia na Półwyspie Apenińskim zależało dobre wylądowanie aliantów we Francji, czyli II Front, jego powstanie. Dzięki temu, żeśmy przełamali front we Włoszech - Niemcy wyciągnęli dużo dywizji znad Kanału La Manche, żeby nas zatrzymać.
Gdy przełamaliśmy front Włoski, to po zdobyciu Cassino był wyścig. Wtedy ruszyliśmy naprzód wszyscy – spod klasztoru nasz 2 Korpus, w dolinie Liri atakował 13 Korpus Brytyjski, a dalej byli Francuzi z marszałkiem Juin. Ten Francuz ponoć siedział w Königstein, po 1940 roku. Tam był oflag, przez który przeszedł też mój szwagier, Edward Banaszak, z którym po wojnie odnaleźliśmy się we Francji.
Dywizje francuskie Juin’a przyszły do Włoch z Afryki. Byli w nich biali i Murzyni, a najwięcej tyralierów (strzelców) marokańskich i algierskich.
Byli też Amerykanie. Oni walczyli też o przyczółek pod Anzio, razem z Anglikami. Jednak nie udało im się – tam wszystko utknęło na bagnach. Stamtąd mieli iść na Rzym, ale to stało się dopiero po zdobyciu Monte Cassino i dalej, gdy minęliśmy Piedimonte. Mówiło się, że gdy Rzym padnie i gdy przełamiemy front niemiecki we Włoszech, to będzie lądowanie w departamencie Normandie. Pamiętam, że ósmego zostało nam to powiedziane. Rzym padł 4 czerwca, a lądowanie aliantów we Francji było 6 czerwca...
Nasz korpus zatrzymał się po zdobyciu klasztoru i Piedimonte - musieliśmy odpocząć i zmienić mundury. Wszystkie ubrania trzeba było zmienić - prześmierdły trupami, całemu korpusowi. Okazało się wtedy, że Amerykanie stanęli nie tylko po to, żeby oczyścić się dobrze, ale bardziej dlatego, żeby z paradą wejść do Rzymu. W żaden sposób nie pozwolili innym się wyprzedzić. Przez to wstrzymali ofensywę, a Niemcom dali opanować się powyżej Rzymu, już na wysokości Florencji. Tam uszykowali nową linię obrony i znów musieliśmy się wykrwawiać. To była głupota!ii.
Myśmy wtedy do Rzymu nie weszli, ale przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu… Nasi generałowie wizytowali Rzym w lipcu 1944 i nasi chłopcy też tam mogli być.
Polscy żołnierze w Rzymie, 1944 /w: MYVIMU/. |
Od sierpnia 1943, po śmierci Sikorskiego (Gibraltar) - dowódcą wojsk polskich poza granicami polskimi był Sosnkowski. Gdy Sosnkowski przyjechał wizytować nas we Włoszech, to jego szefem sztabu był Kopański. Była jakaś konferencja - i tak się stało, że właśnie wtedy musiałem jakiś raport zanieść do Sosnkowskiego. Czekam - Sosnkowski wychodzi po konferencji, a za nim wychodzi Kopański. Jak Kopański mnie zobaczył! Wyminął Sosnkowskiego, złapał mnie, wycałował - i powiada:
- Tak się cieszę, że porucznika mogę jeszcze zobaczyć!
Nie może to być dziwne, bo przecież z Kopańskim znaliśmy się jeszcze przed Tobrukiem. Wtedy jeszcze Sikorski żył. Ba, nawet wręczył mi jeden Krzyż Walecznych (bo w sumie dostałem dwa).
Ja we Włoszech, a i wcześniej, byłem przy sztabie - wywiad i ochrona. Wszystkich ich znałem. Różnie bywało… Kiedyś to nawet latałem z Szyszko-Bohuszem. To było już wtedy, gdy 2 Korpus był pod Anconą. Stamtąd lataliśmy do Rzymu, a potem poszliśmy na Bolonię.
Wizyta gen. K. Sosnkowskiego i gen. Andersa w Watykanie, 07-1944 /w: IPN, 2 Korpus/. |
Opr.: WojCiech
-----------------------------------------
i Przed wojną Tadeusz Majerowicz służył na granicy i pomagał likwidować niemiecką V Kolumnę, współdziałając z polskim kontrwywiadem i Strażą Graniczną. Poza tym niektórzy członkowie rodziny mieli udział w Powstaniu Wielkopolskim, a takich Niemcy często rozstrzeliwali.
ii To była głupota! - Siły amerykańskie zdobyły Rzym 4 czerwca 1944 r. Niemieckiej 10 Armii pozwolono uciec, a w ciągu następnych kilku tygodni te właśnie siły były odpowiedzialne za podwojenie strat alianckich w kolejnych operacjach. Kanadyjczycy przeszli przez miasto bez zatrzymywania się o godz. 3:00 nad ranem następnego dnia. /za: Kampania włoska w czasie II wojny światowej/.
- Gen. Mark Wayne Clark, pretendujący do miana najgorszego dowódcy II wś., zarządził, aby defilada w Rzymie odbyła się bez Polaków, Greków i strażaków, a nawet Anglików… /za: Hellenopolonica.../.