Przejdź do głównej zawartości

Translator

Pierwszy szturm na Monte Cassino /1944/

Ja z naszymi spotkałem się dopiero w 1943r., gdy wróciłem z Południowej Afryki, przez Suez i Morze Śródziemne – wtedy popłynęliśmy do Włoch. Trzeba było popłynąć przez Morze Śródziemne, bo nasi byli już we Włoszechi. Do Włoch już statkiem transportowym, a nie, jak wcześniej, wojennymi nas wieźli.

MS Indrapoera krótko po II wojnie /za: Indrapoera.../.

Morze było już oczyszczone, nie było już niemieckich łodzi podwodnych. Desantowaliśmy w Tarencie (fonet. Taranto – red.) - w zatoce, nie tak daleko od Sycylii, tam, gdzie zaczyna się "Włoski But”.

/red.: Od połowy stycznia 1944 roku przez Morze Śródziemne 11 transportów z żołnierzami 2. Korpusu Polskiego z portów Egiptu do Tarentu przewiózł MS BATORY (ostatnią, 12 taką podróż - odbył 28 lipca tego roku). Przed pierwszą podróżą, 19 stycznia 1944, jednostkę wizytował generał Władysław Anders. 19 czerwca dowódcą został kapitan żeglugi wielkiej Edward Pacewicz.
Pułk Ułanów Karpackich popłynął do Włoch dopiero
20 stycznia 1944, na MS BATORY. Tę nazwę por. T. Majerowicz raczej by zapamiętał. Wiemy natomiast, że już w grudniu 1943r. z Bliskiego Wschodu do Włoch popłynęły pierwsze jednostki 2 Korpusu PSZ. Być może, najprawdopodobniej przydzielony do sztabu korpusu – wraz nimi popłynął na MS Indrapoera. Trzeba pamiętać, że po ciężkiej ranie nie odzyskał pełnej sprawności ruchowej./

Transatlantyk MS Batory /foto. Narodowe Muzeum Morskie, Gdańsk/.

Czy bardzo dokuczało nam lotnictwo niemieckie??? Owszem, ale to już nie był 39. rok w Polsce. Teraz nie było im już tak łatwo, jak wtedy. Byliśmy gotowi, zaopatrzeni. Chociaż i wtedy nie zawsze wszystko było, jak należy. Bo to zawsze jeszcze trzeba głowy. Trzeba wiedzieć, jak się bronić tym, co masz.


Junkers Ju 87 „Stuka” /za: Stukasy nurkują z syrenami/.

Na początku robili tak, że gdy te Stuki (Stukasy) nadlatywały, to wszystko naokoło było obstawione przeciwlotniczo i najpierw strzelały ciężkie działa, a potem, gdy stuki bliżej dolatywały, to włączały się lekkie. I wtedy, gdy strzelały działa lekkie, to całe różańce kolorowych paciorków słali w niebo, jakby choinkę robili. Walili gęsto, ale efekty słabe były.
Pewnego razu mówię naszym w sztabie:
- Nie można brać Niemców za idiotów. Oni widzą, że jeśli coś jest bronione, to walą w sam środek tego ognia.
Słysząc to Wiśniewski (red. P. Kopij: zapewne błąd odczytu z taśmy – raczej gen. Kazimierz Wiśniowski, ówcześnie płk., szef sztabu 2 Korpusu Polskiego) patrzy na mnie i odzywa się, takim zduszonym, skrzypiącym tonem:
- Poruczniku, jak pan tak może mówić, ja panu włos wyskubię (red. włosy powyrywam)! - ale zaraz dodaje - ale może porucznik ma rację? Co więc pan proponuje?
- Ja proponuję, żeby artyleria op-lot strzelała tylko, jeżeli będą bombardowali. Nie ogień osłonowy, lecz zaporowy i tylko, jeżeli będzie trzeba.
No, i poszedł taki rozkaz. Dobra robota!
Kolejnego wieczoru, w nocy – leci niemieckie bombowce nocne - wuuummm, wuuummm, buczą. Nasza artyleria milczała, więc 30 kilometrów za dowództwem korpusu zrzucili bomby!
Co na to wszystko pan pułkownik? Trzeba powiedzieć, że on nie bardzo mnie lubił, bo przecież... Niekoniecznie chciał, żebym to ja został szefem bezpieczeństwa... Ale że ja byłem adiutantem płk Michniewicza, szefa II Oddziału (wywiadu)ii, to musiał ze mną być jakoś.

Przyznam, że nie mam dużego szacunku dla oficerów zawodowych. Różne działy się wtedy historie, nie zawsze dobre. Kiedyś jeden pułkownik złamał ciszę radiową, a przez niego... potem po południu katastrofa. Był też jeden pan major i woziwoda, który cysterną podwoził wodę – problemy…
Bardzo groźna była na przykład sytuacja powstała, gdy mieliśmy atakować Monte Cassino. Wtedy 5 Korpus (red.: wchodził w skład 8 Armii Brytyjskiej, w składzie której był też 2 Korpus Polski) wycofywał się, a my wchodziliśmy na jego miejsce. Dowódca 8 Armii nakazała całkowitą ciszę radiową. Pułkownik Zaleski (red. P. Kopij: płk dypl. Mieczysław Zaleski), szef łączności II Korpusu, na zapleczu miał dziewczynę - wziął radzika i pojechał do niej na noc. Rozmawiał z nią, albo od niej, przez radio - dowódca 8 Armii, Anglik, złapał to - i wybuchła awantura:
- Kto złamał ciszę?!
Wylali Zaleskiego - ale tajemnica mogła się wydać!

Zachowanie ciszy radiowej, a też i zawsze - tajemnicy sztabu, planów wojny, to bardzo ważna sprawa. Ale niektórzy to łamali, na różne sposoby, czasem zupełne głupoty robili.
Anglicy mieli taki zwyczaj, że gdy przygotowywała się ofensywa, to robili odprawy i powiadali wszystkim, o co chodzi - to, gdy mieliśmy atakować Monte Cassino, to jeden korespondent wojenny, chociaż wiedział, że jest zakaz – ale on chciał być pierwszy, żeby to opublikować, podać w gazetach do wiadomości. Miał z tym tekstem, samolotem lecieć do Anglii – na szczęście go za dupcię złapali i posiedział sobie… Takich informacji nie wolno było rozgłaszać aż do rozpoczęcia akcji!

Nie bądź głupi… /foto. Monte Cassino; IPN/.

Złości mnie do dzisiaj, że niby sztabowcy, oficerowie zawodowi, a czasem zachowywali się, jakby nie wiedzieli, co to jest wojna. Zresztą wielu zginęło i wtedy, i wcześniej. Ich miejsce zajmowali tacy jak ja, z rezerw. Wszystko było oparte na rezerwistach. Pamiętam na przykład, jak w 5 Dywizji był Ciesielski, do wojny spiker z Warszawy... Też różnie bywało, ale jakoś dogadywaliśmy się.
Po tych bombardowaniach przyszła eskadra polskich nocnych myśliwców. Był radarowiec przy tym, inż. leśnik, Tyborowskiiii. Zawołał mnie kiedyś i mówi:
- Tadek, chcesz widzieć, co się będzie wyrabiało tej nocy?
- Chcę – i zaraz poszedłem przed te ekrany, a tam widać wszystko.
- O! Lecą "Stuki"! - i radarowcy podają namiary naszym lotnikom.
- Jestem na śladzie - mówi jeden lotnik - ścigam.
Cisza przez chwilę, a potem:
- Zestrzelony!

Klasztor po zbombardowaniu /arch. kpt. Edwarda Czwaczki; IPN/.

Wszyscy byliśmy pod Monte Cassino. Ciężko tam było, duże straty.

Pierwszy polski atak był w nocy z 11 na 12 maja, ale wtedy Niemcy odrzucili wszystko i znowu Polacy na pozycję wyjściową.
Pamiętam, jak wtedy przyszedł do nas mjr Domoń (przed wojną do rodziców, do Parczewa przyjeżdżał, gdy był szefem sztabu 25 dywizji z Kalisza, więc znaliśmy się) i mówi:

- A, słyszałeś, co się stało? Na litość boską, przysyłajcie posiłki, zostało nas z batalionu tylko kilkuiv.
Na to ja mówię, bo nie mogłem jeszcze uwierzyć:
- To nie jest możliwe, nie może być, że Domoń zgubił (red. wytracił, doznał strat) swój batalion! O, rety! 

Strach myśleć, jak wielkie straty były.

Polscy żołnierze znoszą rannych spod Monte Cassino (foto. CAF/PAP).

Wkurzało też mnie, że tutaj wciąż są wszyscy ci, co tylko w sztabie siedzą, którzy nigdy prochu nie wąchali - ale potem nawet ich wysłali do bojuv.

Klasztoru bronili niemieccy spadachroniarzevi. Twardzi byli, ale przechytrzyliśmy ich w następnych dniach. Trochę nam wszystkim przypadek i depesza niemiecka pomogły, że dużo więcej naszych przy zdobyciu tej klasztornej góry nie zginęło – a przecież mogło... Miałem w tym swój udział. Opowiem jeszcze o tym.

Więcej OPOWIEŚCI UŁANA >>>
Opr.: WojCiech
----------------------------

i    Powstanie i szkolenie bojowe 2 Korpusu miało związek z przybyciem „armii generała Andersa” z Rosji i działo się podczas leczenia por. Tadeusza Majerowicza w Afryce Południowej (więcej o tym w artykule Ewakuowani z Rosji /1942/). Powstała wtedy Armia Polska na Wschodzie, z gen. W. Andersem jako dowódcą. W jej skład wchodził m.in. Pułk Ułanów Karpackich (jako rozpoznawczy).

ii    Ppłk. Władysław Michniewicz (1901–1995), długoletni oficer wywiadu. W 1940 r. został szefem wywiadu na Środkowym Wschodzie, a w 1943 r. szefem Oddziału II (Informacyjnego) w sztabie 2 Korpusu Polskiego /więcej: Michał Kozłowski > Marek Świerczek, Największa klęska polskiego wywiadu.../.

iii    Kpt. Jerzy Tyborowski - szef oddziału współpracy z lotnictwem Kwatery Głównej, Sztabu 2 Korpusu /za: Ordre de Bataille 2 Korpusu Polskiego/.

iv    18 Batalion Strzelców Lwowskich, którym wtedy dowodził mjr. Ludwik Domoń, działał w składzie 6 Lwowskiej Brygady Piechoty:

/.../ W nocy z 4 na 5 maja 1944 r. 18 batalion strzelców został przydzielony jako II rzut do 5 WBP. /.../ poruszając się za czołowymi batalionami 5 Brygady, 12 maja o godz. 03:50 wyruszył do natarcia na wzg. "Widmo" ze stanowisk wyjściowych, a o 07:30 opanował atakowane wzgórze wraz z pozostałościami 15 baonu. Czołowe kompanie 18 Lbs-u poniosły wysokie straty w trakcie walk o wzgórze. Na broniące "Widmo" 18 Lbs i resztę 15 Wbs wyszły co najmniej trzy kontrataki Niemców, którzy użyli ognia artylerii, snajperów, miotaczy ognia i granatów zapalających. Po odparciu czwartego kontrataku ok. godz.13:10 na rozkaz dowódcy, 18 batalion wycofał się na pozycje osłonowego 14 batalionu. O godz. 05:00 dnia 13 maja, 18 batalion został wycofany do miejscowości Viticuso na odpoczynek. W dniu 13 maja o godz. 05:30, 16 baon przejął odcinek osłonowy od 14 batalionu, natomiast 17 baon został przesunięty z odwodu korpusu do II rzutu obrony. Już o godz. 06:00, 16 Lbs odparł pierwszy niemiecki atak na swoje stanowiska. /,,,/ W dniu 17 maja 18 Lbs w walkach likwidował niemieckie ukryte punkty oporu na "Widmie" i stoku S. Angelo. /.../ 18 batalion w dniach 19-21 maja toczył bez powodzenia walki o miejscowość Piedmimonte, od 22 do 24 maja osłaniał walczącą o Piedimonte Grupę "Bob" i 25 maja odszedł na wypoczynek i reorganizację. /.../

O niespodziewanie (?) ogromnych stratach wśród żołnierzy 2 Korpusu można przeczytać w wielu opisach walk 12 maja, w tym we wspomnieniach bezpośrednich uczestników, na przykład Tadeusza M. Czerkawskiego oraz kpt. Bronisława Dzikiewicza (za: Joanna Potocka, 75 lat temu 2. Korpus Polski gen. Władysława Andersa zdobył wzgórze Monte Cassino):

/.../Sześć razy kontratakował nieprzyjaciel - zaprawione w bojach na Krecie i pod Smoleńskiem kompanie spadochroniarzy. Sześć razy odparto te wściekłe i zażarte ataki. Następnego nie było już kim odpierać. /.../ Nikłe resztki ocalałych z tej rzezi piechurów wycofały się na podstawy wyjściowe bez dowódców, którzy polegli lub zostali ranni, bez łączności, zniszczonej nawałą ognia, bez czołgów, które wyleciały na minach bądź zostały zniszczone ogniem pancerfaustów. Piechota kresowa w takim samym stanie musiała wycofać się z "Widma". /.../

/.../ zwycięstwo przypada temu, kto ma silniejszą wolę, kto zdobędzie się na jeszcze jeden wysiłek. Aby to uczynić, wprowadzono do walki komandosów, część 15 pułku ułanów, ściągniętych z odcinka obrony, oraz dwa bataliony improwizowane, złożone z obsługi pułku dział przeciwlotniczych, kierowców samochodowych, warsztatowców, pocztowców itp. /.../

v    Zadaniem Korpusu było zdobycie klasztoru i otaczających go wzgórz, skąd Niemcy mieli pod swoim obstrzałem całą dolinę Liri, jedyny szlak ku Rzymowi. To był odcinek walki kapitalny w gotującej się ofensywie, miała ona na celu przełamanie linii Gustawa i Linii Hitlera, których zawiasem było Piedimonte. [...] Rozkaz skierowany do Korpusu brzmiał: "Zdobyć Monte Cassino i działać na Piedimonte". 11 maja od godziny 23 artyleria na całym froncie rozpoczęła ogień, o pierwszej dywizje nasze ruszyły do natarcia […] 12 maja gen. Anders daje rozkaz ściągnięcia oddziałów do punktów wyjściowych. Podciągnięto zaopatrzenie w amunicję (brakło jej żolnierzowi z powodu wybitych nosicieli amunicji). Do natarcia ruszają te same wykrwawione brygady [...], z trzech batalionów zrobiono dwa bataliony, w skład zaś trzeciego weszli żołnierze spieszeni z artylerii przeciwlotniczej, kierowcy, warsztatowcy i nawet lekko ranni[...] chodzi o los całej bitwy, o los całego Korpusu
/za: Józef Czapski, Na nieludzkiej ziemi; Czytelnik, W-wa 1990; str. 365 i nast./.

vi     [...] W składzie obrońców była1 Dywizja Strzelców Spadochronowych, która pozostała do końca wojny, pomimo strat, jedną z najlepszych niemieckich dywizji i prawie w stu procentach składała się z ochotników, świetnie wyszkolonych. Broniła Monte Cassino /za: J. Czapski, j/w/.