W Tobruku dowodziłem 3 szwadronem Ułanów. W polu widzenia mieliśmy
całe przedpole Tobruku - ponad 30 km. Najbliżej morza był 2
szwadron Smodlibowskiego,
w środku 1 szwadron (red.: rtm. Stanisław Kałusowski), a
mój 3.i
- łączył do Australijczyków.
Działo SBSK na pozycji bojowej, Tobruk 1941 /fot.Narodowe Archiwum Cyfrowe/. |
Z sąsiadami chcieliśmy współpracować, dlatego jeden Australijczyk był u nas jako łącznik - i odwrotnie. Miałem duży odcinek wadi, gdzie Australijczycy opuścili dwa bunkry betonowe. Dlatego tam zrobiła się wielka dziura między Ułanami Karpackimi i Australijczykami. Nie wiedzieliśmy, dlaczego to zrobili.
Tobruk 1941, mapa (za: Stowarzyszenie „Ułana Karpackiego”). |
Zameldowałem do dowództwa pułku, że jest ta dziura. A
Maleszewski:
- Daję panu rozkaz zamknięcia tej dziury.
- A, tu już nie ma sił, żeby to zrobić.
- To jest rozkaz! Zamknąć dziurę!
Moim zastępcą był podporucznik Bobrzyński. Trafił do nas z Legii
Cudzoziemskiej, gdzie był sierżantem. Jednak wcześniej, w Polsce,
był podporucznikiem rezerwy. Zakochał się w jakiejś dziewczynie,
ta mu odmówiła, a on, głowa troszkę szalona - poszedł i
zaangażował się do francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Był w Homsie
i stamtąd wyszedł ze mną.
Mówię do tego Bobrzyńskiego:
- Ja tobie zdaję dowództwo! - wiedziałem, że Maleszewski
przyjdzie sprawdzić, czy rozkaz został wykonany.
- Ty obejmujesz
dowództwo – mówię - a ponieważ nie ma czym tamtej dziury
zatkać, to ja biorę wiązkę granatów, pistolet automatyczny i idę
za ostatni bunkier.
- Tam jest nasz karabin maszynowy.
- Rozkazuję wam, że jeżeli usłyszycie wybuchy granatów, to
przykrywacie cały ten pas ogniem maszynowym ciągłym.
Sam jeden poszedłem w środek tej dziury. Brakowało nam ludzi.
Był tam płytki wąwóz. Znalazłem wielki kamień, na tym kamieniu
sobie usiadłem… Noc wokół mnie wspaniała, księżycowa – a ja
sobie siedzę...
Tymczasem Maleszewski przybył do szwadronu i pyta:
- Gdzie porucznik?
Bobrzyński mu mówi:
- Wykonuje rozkaz, żeby dziurę zatkać.
Na to Maleszewski idzie do mnie, sprawdzić, jak jest. Pewnie pietra
miał, ale musiał do mnie dojść – i przyszedł.
- Porucznik samotność lubi - powiada do mnie.
- Ja wykonuję rozkaz pana majora. Pan żądał, żeby dziurę
zatkać. Ja nie mogę brać ludzi z obsług karabinów maszynowych,
bo nieprzyjaciel może natrzeć, a wtedy klapa. No, to dlatego sam
zatkałem dziurę.
Poszedł sobie, nic nie powiedział.
Tobruk, żołnierze na pozycjach w pustyni, 1941 /Muzeum WP, za: Oblężenie Tobruku.../. |
Co tam się działo! Co było!? Wciąż ostrzeliwali nasz Pułk Ułanów Karpackich, mocno strzelali. To było trudne do wytrzymania. Trzeba było luzować, zastępować bataliony w pierwszej linii. Wycofywali jeden batalion, żeby poszedł trochę odpocząć, a my wchodziliśmy na jego miejsce.
Najbardziej podziwiałem i lubiłem niezawodowych, ochotników. Byli wśród nich chłopcy, co mieli 18 lat, byli też
inni, starsi. Niepokoili się, co będzie, bo przecież tylko Anglia
sama stała naprzeciw Niemiec. Żołnierze o tym wiedzieli i pytali, martwili się:
- Tylko Anglia przeciwko Niemcom. Mołotow - Ribbentrop - pakt;
Francja padła, Belgia tak samo, Jugosławia…
Trzeba było
jakoś ducha podtrzymywać. A kto podtrzymywał? - Tadeuszek, czyli
ja musiałem to robić. Umiałem rozmawiać, więc Bobiński dawał
mi rozkaz i co tydzień miałem w każdym ze szwadronów pogadankę
„co będzie…”.
Szeregowi i podoficerowie, ci z poboru i ochotnicy tutaj - oni jakoś
byli spokojniejsi. Oni byli tacy bardziej odważni, mniej
kombinowali. Największy kłopot to był - ja nie noszę w sercu
złości do wszystkich – z niektórymi oficerami zawodowymi. Bo
doświadczenie mi mówi, że wojnę to zawsze rezerwiści wygrywają,
nie oficerowie zawodowi. Bo na przykład było tak, pod ciężkim
ostrzałem, że niektórzy strachali się. W moim szwadronie miałem
takiego młodszego ode mnie typa, podporucznika. Było, że gdy tak
ciężką artylerią rąbali na nasze pozycje, to on:
- Znowóż strzelają!
No, to mówię, ale tak, żeby nie tylko on słyszał:
- Do cholery, ciężkiej przecież wojna jest, nie!?
To wszystko po to, żeby trochę podnieść ducha. Bo kiedy
ostrzeliwali artylerią ciężką, to ja... Każdy z daleka słyszał.
Tak właśnie trzeba!
To były niemieckie działa kalibru dwieście dwadzieścia. Mówiło się, że "ładny kaliber". Strzelali rzadziej, ale jak doleciało, to się rozrywało na odłamki wielkie jak skorupy. Wtedy ja z punktu jednego do drugiego przechodziłem, żeby podtrzymać na duchu. Niestety jednego razu wmieszała się polowa artyleria - wtedy mnie "złapali". To było 20 września. Tak, 20 września 41 roku zostałem ranny.
Dopisek: W godzinach wieczornych 28 września 1941 r. artyleria nieprzyjaciela kładzie silne nawały na rejon 3 szwadronu. Od tego ognia zostaje ciężko ranny por. T. Majerowicz z 3 szwadronu. (za: J. Bielatowicz, Ułani Karpaccy, Zarys historii Pułku, Warszawa-Kraków, 2015, s.96. - dzięki inf. Mirosława Kucharskiego i Przemysława Kopija - styczeń 2023r.)]
Pocisk artyleryjski wszedł mi między nogi, no może nie całkiem... Pogruchotało wszystkie
kości. Rana była długa. Gdy mnie przynieśli na pierwszy punkt opatrunkowy... To też cała
historia, trochę śmieszna nawet. Na tym punkcie był doktor,
ginekolog z Bydgoszczy. Znaliśmy się, rąbaliśmy wcześniej w
brydża. Dobry kolega mój! Gdy mnie przynieśli – on na mój widok
stracił głowę. Całe szczęście, że pierwszy sanitariusz był
chłop z lotnictwa, który zbierał tych z wypadków samolotowych do
kupy. Jak mnie zobaczył... Ja mówię:
- Tnijcie wszystko, buty, spodnie, w cholerę.
Kości z uda wystawały. Doktor głowę stracił i chciał mi te
kości powpychać z powrotem. Na szczęście ten sanitariusz, był na
miejscu, przy nogach:
- Poruczniku, panie doktorze, tak nie można!
Doktor odstąpił.
Był tam Bobiński, przyskoczył do mnie:
- O jej! - woła.
Wtedy ja do tego ginekologa mówię:
- Ty nie masz czego wypić?
A on ucieszył się nawet:
- To ja mam butelkę koniaku. - i przyniósł zaraz.
Tadeuszek pół szklaneczki rębnął... i możemy jechać.
Oczywiście w trakcie tego wszystkiego szynę przyłożyli, zabandażowali. Do Tobruku, do
miasta, było jakieś 15 kilometrów. Nie nieśli mnie – sanitarka
tam była. Sam nie pojechałem, dali duchową asystę. Chyba nie
spodziewali się…
Kapelanem pułku był bardzo młody ksiądz, Jasiu Malinowski. On
wsiadł do sanitarki ze mną, eskortuje. A tu spod kół kurz leci w
górę, a Niemcy znów z 220-tek łupią… bum, bum... Za każdym
razem ksiądz kapelan kuli się. Mówię:
- Jasiu, nie bój się, nie utłuką.
Na kolejnym, drugim punkcie opatrunkowym, był lekarz – podchorąży,
ale chirurg. Tam znów pojawił się Bobiński. Podszedł do mnie:
- Jak się czujesz?
- Nie jest źle - mówię - nie bój się, może bez nogi, ale
przecież wrócę!
Opr.: WojCiech
---------------------------------------------
i Od
red.: Ppor.
Tadeusz Majerowicz o trzecim szwadronie mówi „mój”, jakby nim
dowodził lub był jego żołnierzem. Według znanych relacji i
dokumentów, które poznałem w Internecie, formalnie do-cą 3
szwadronu był rtm.
Antoni Kawecki,
natomiast ppor. T. Majerowicz pełnił funkcję adiutanta pułku,
zatem w rzeczywistości mógł czasowo zastępować dowódcę lub
pełnić nadzór nad tym szwadronem albo tylko niektórymi jego
działaniami.
Dokładniej sytuację w początkach obrony
Tobruku oraz zmiany personalne w dowodzeniu można przeczytać m.in.
w art. Obrona
Tobruku (Zachód) w dniach od 28 sierpnia do 24 października 1941
roku
(wpis na Face Book, dlatego kopiuję całość; stamtąd też
zdjęcie pozycji Pułku):
Pułkiem
dowodził czasowo przydzielony ze sztabu SBSK major dyplomowany
Stanisław Maleszewski, gdyż major Władysław Bobiński znajdował
się na kursie broni pancernej, a jego zastępca rotmistrz
Zakrzewski przebywał w szpitalu. W dniu 20 września oddaje
dowództwo nad Pułkiem w ręce mjr. Kwiatkowskiego, a ten po 4
dniach przekazuje Pułk jego dowódcy mjr. Władysławowi
Bobińskiemu. Powraca także rtm. Kałusowski do swojego
1.Szwadronu.
Mapa
przedstawia ugrupowanie Pułku Ułanów Karpackich na pozycjach
odcinka przymorskiego. Prawe skrzydło oparte o morze zajmował
2.Szwadron dowodzony przez rotmistrza Antoniego Smodlibowskiego,
bunkry S45 - S37, 1.Szwadron, pod dowództwem porucznika Franciszka
Fangora pod nieobecność rtm.Stanisława Kałusowskiego, bunkry S36
- S33, 3.Szwadron dowodzony przez rotmistrza Antoniego Kaweckiego,
lewe skrzydło bunkry S31 - S27. Na zachód od wzniesienia Ras Bel
Ghemel, 85 metrów wysokości, znajdował się posterunek dowódcy
Pułku. Sąsiadem PUK na lewym skrzydle w tym okresie był brytyjski
1.batalion z pułku "Durham Light Infantry".
Zdjęcia
z naszego archiwum przedstawiają pozycje odcinka przymorskiego PUK
oraz żołnierzy przed wyruszeniem na patrol.