Przejdź do głównej zawartości

Translator

Ewakuacja Ułanów Karpackich z Syrii /1940/

 

Do Syrii trafiłem po ucieczce z Węgier. Wylądowałem w Bejrucie 6 czerwca 1940.
Tam razem z Kopańskim i Bobińskim dostaliśmy awanse na święto 11 listopadai. Bobińskiego znałem na długo przed wojną. Przecież generałowie Anders i Bobiński, oni wszyscy są z 15 Pułku Ułanów Poznańskich, który miał koszary przy Polnej, na poznańskim Grunwaldzie. To mój pułk macierzysty, gdzie trafiłem po skończeniu podchorążówki. Stamtąd wysłali mnie do Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, na kurs dla oficerów rezerwyii. Po tym kursie przydzielili mnie do roboty w „dwójce”, do placówki wywiaduiii, która była w Ostrowie. Przed wojną pomagałem wtedy łapać niemieckich dywersantów nad naszą granicą – ale o tym kiedy indziej opowiem.


Ppor. kaw. Tadeusz Majerowicz, ok. 1935 /akta WP; potem UB/.

Wracając do Bobińskiego, to długo nie chcieli go awansować, chociaż był dobrym żołnierzem i dowódcą. To był bardzo sumienny i otwarty człowiek. Takich rzadko doceniali, bo na pierwsze miejsca przepychali się ci z układami i do twego nie zawsze odważni.


Mjr Władysław Bobiński i „Zawieja”; Egipt 1940.
/Za:
Ocalić od zapomnienia.../

Władysław Bobiński cały czas był szefem bezpieczeństwa i majorem. Nie chcieli go awansować – chyba dlatego, żeby zaoszczędzić na żołdzie. Ci ze sztabów trzymali wyższe stopnie dla swoich, zawodowych. Bobiński uczciwie, szczerze kiedyś mi powiedział mi, gdy o tym rozmawialiśmy:

- Bo wiesz, jak wojna się skończy, to wszyscy rezerwiści pójdą do domu i wypną się na armię. No, to trzeba mieć zawodowców.

Nie mogłem znieść, że jak była akcja, to batalionami dowodzili kapitanowie rezerwy, a potem podpułkownicy i majorzy zawodowi wyrastali jak grzyby po deszczu i "przejmowali dowodzenie". Żołnierze to nawet nie byli zadowoleni, że ci, którzy prowadzili ich w najgorsze bitwy - są potem usuwani w cień.

W angielskiej armii tego nie było! Bo, proszę ciebie - jeśli mianowali cię dowódcą kompanii lub szwadronu - automatycznie byłeś kapitan, bo to był ten stopień dowodzenia, ten etat. I jeśli potem przez dwa miesiące byłeś dowódcą - to stopnia nikt odebrać nie mógł. To było sprawiedliwie, a nie jak u nas.

Z tymi zawodowymi to chyba najgorszym przykładem jest cholerny Petain. Przecież wojna byłaby się o wiele wcześniej skończyła, gdyby w 1940 roku wydał rozkaz wyjścia floty z Tulonu do Afryki i połączenia się z Wolnymi Francuzami. On i jego koledzy woleli jednak kolaborować z Hitlerem i tego nie zrobili, a przez to niemal całą tę flotę sami zatopili, a potem jeszcze alianci musieli dobić te okręty w porcie.

Gdy Niemcy zaczęli się pchać do Afryki, to nie było łatwo, ale najtrudniej dla nas było, gdy Francja skapitulowała, a Anglia została sama na placu boju. Po klęsce Francji (w czerwcu 1940 r.) oddziały polskie przeszły najpierw do Palestyny (tam był protektorat brytyjski), a potem do Egiptu i tam już całkiem zostaliśmy podporządkowani dowództwu brytyjskiemu. Gdyśmy z Homsu wyruszyli do Palestyny, to choć to było zakazane - to jednak wszystkich chętnych Polaków, którzy byli w Legii Cudzoziemskiej – zabrałem. Z nimi dołączyło trochę Francuzów i dlatego miałem jakieś 50 chłopa więcej.

Myśmy wciąż byli wtedy jako Brygada Strzelców Karpackich - walczyliśmy potem w Afryce Północnej, między innymi w twierdzy Tobruk, pod el Ghazala, Bardija… Przy nas powstały inne jednostki, w tym Legia Oficerska, Batalion Wartowniczy, Szpital Polski. Wszystkie podlegały generałowi Kopańskiemu.

Gdy jeszcze byliśmy pod dowództwem francuskim, to Karpacki Ułanów był jako pułk rozpoznawczy (od redakcji: w sprawach organizacyjnych wspomnienia są nieścisłe, n.p. dywizjon rozpoznawczy przemianowano na pułk w 1941r.). Dwa szwadrony na koniach (później jeden), a trzeci szwadron był na motocyklach z przyczepkami i karabinami maszynowymi. Z tym uzbrojeniem doszliśmy do Egiptu i tam przezbrojono nas, zmotoryzowano. Wtedy zdawaliśmy te konie i przechodziliśmy na motory i samochody. Cóż było końmi robić w pustyni? Skąd brać furaż dla nich.


Odznaka Ułanów Karpackich
/Za: Dywizjon..../

Ale to jest trochę inna historia – wróćmy do naszych oddziałów w Syrii, do połowy roku 1940, gdy Francja się poddała. Wtedy był z nami był francuski batalion czołgów ciężkich, VICKERSY i inne. Ich dowódcą był ppłk Murat - i on chciał zabrać ten sprzęt z nami, żeby Niemcom nie służył. Nie było jednak kierowców i musieliśmy to wszystko zostawić.

Oprócz tych czołgów były także mniejsze działa przeciwpancerne, 25 mm. Niby nie były nasze i nie wolno było nam zabrać, ale Anglik Eden interesował się tymi działkami i chociaż nie było wolno, to ja je załadowałem i zabrałem ze sobą – i udało się. Jakieś 150 chłopa, Polaków i innych z Legii Cudzoziemskiej, którzy chcieli dalej walczyć. Te działka załadowaliśmy, zakryliśmy, zakamuflowaliśmy jakoś, załadowaliśmy na wagony... i do granicy!

/od red. -  W styczniu roku 2023 Adam Stanczykiewicz skomentował powyższe na profilu Ułanów Karpackich (FB):
    - Ten transport szedł dwutorowo, szwadron zmotoryzowany pojechał wcześniej, samodzielnie drogami, na pewno wziął część tych działek ppanc 25 mm, następnie poszedł transport kolejowy. Był problem z załadowaniem koni, bo podłogi w wagonach zarywały się pod niespokojnymi zwierzętami.
/

W tym transporcie byłem razem z majorem Bobińskim i z rotmistrzem Zakrzewskim. Oni, ja i nasz pułk rozpoznawczy (pod dowództwem Bobińskiego) szedł w ariergardzie. Zamiast rozpoznania mieliśmy osłaniać tyły. Taki rozkaz był i trzeba było to zrobić. Przez 6 godzin byliśmy jako ostatni z Wojska Polskiego, którzy wyszli z francuskiej Syrii. Tor kolejowy był tak pokręcony, że po załadowaniu nasz cały pułk nie mógł brać zakrętów (eszelon był za długi). Trzeba było podzielić go na pół. Wtedy Miński (może być błąd w nazwisku – red. WojCiech) spieszył eszelony, a do mnie:

- Ty będziesz, Tadeuszku, dowódcą ostatniego eszelonu.

Przekazując mi rozkaz dodał jeszcze:

- Uważaj, bo jest możliwość, żaby nam chcieli zabrać, co według nich my nie możemy wieźć i mogą cię, Tadeuszku, zaczepić.

Pilnowali nas tacy niby Francuzi, niby jakaś ich straż syryjska, graniczna. Wyglądali jak "francuskie czerkiesy", jakby z dawnych ruskich kozaków - mieli pasy z nabojami.

Musiałem coś wymyślić, bo nie mieliśmy swojego maszynisty, a bez tego ani rusz. Co zrobić? Najpierw pytam naszych, czy jest jakiś kolejarz, ktoś, kto mógłby lokomotywę poprowadzić. Maszynisty nie ma, ale jeden troszkę wie, chociaż niewiele. Nie miałem wyboru i wsadziłem tego podoficera na lokomotywę - prowadził ją Arabus. Mówię do naszego:

- Ty mu pistolet do łba przystawisz i niech cholera jedzie.

Jechaliśmy na samym końcu i baliśmy się, że Francuzi mogą coś kombinować, nawet samolotami… No, to wystawiłem nasze karabiny maszynowe jako przeciwlotnicze. Wtedy obudził się kapitan, który dowodził strażą graniczną syryjską (te mundury jak czerkiesy) gada do mnie:

- Mam rozkaz zrewidowania konwoju, czy czegoś nie wywozicie.

Nie mogłem się wahać, bo by mógł nas rozbroić i Bóg jeden wie, co jeszcze by chciał. Więc mówię stanowczo:

- Przepraszam pana bardzo, ale ja panu nie pozwalam dotykać konwoju.

- To ja użyję przemocy!

- To pan zobaczy, co my zrobimy. Wszystkie karabiny maszynowe - z przeciwlotniczych ustawię do ziemi... będzie wwwwuuuuutttt…

Żachnął się, a ja pojednawczo mówię do niego:

- Chodź pan do baru, wypijemy sobie dobrego kielicha i pan zrobisz w raporcie, że niczego nie było.

Francuz się zgodził i nasz konwój poszedł jak na paradzieiv.

 

Czerkies? Homs 1940

/arch. por. nawig. S.M.Stańczykiewicza/.


I tak dotarliśmy do Palestyny, a później jeszcze poszliśmy do Egiptu, pod Aleksandrię. 

 

Oficerowie Dywizjonu Ułanów Karpackich, Latrun 1940.
/Za: Karpackim Szlakiem/

Więcej OPOWIEŚCI UŁANA >>>

Opr.: WojCiech

----------------------------------------

i W kwietniu 1940 r. w Homs, w Syrii, u boku francuskiej Armii Lewantu, rozpoczęto formowanie Brygady Strzelców Karpackich pod dowództwem gen. Stanisława Kopańskiego. W Bejrucie zorganizowano stację zborną dla ochotników. Dokładniej jednostki Wojska Polskiego w Syrii (Syria była kolonią francuską), a potem w Palestynie i Egipcie, utworzono na podstawie umów wojskowych: polsko-francuskiej ze stycznia 1940 roku i polsko-angielskiej z sierpnia tego samego roku. Zalążek jednostki stanowiła grupa 32 oficerów polskich przybyłych w kwietniu z Francji, a podstawową masę stanowili żołnierze ewakuowani z Rumunii i Węgier. W połowie czerwca stan osobowy wynosił ponad 4 tysiące żołnierzy, w tym 485 oficerów.
Zapamiętane przez T. Majerowicza daty przyznania awansów nie są zgodne z dokumentacją historyczną, odzwierciedlają natomiast skojarzenia z możliwym ich podaniem do wiadomości żołnierzy, czyli w Święto Niepodległości.

ii W aktach archiwalnych KWMO Koszalin, nr 1993 "A" zostało znalezione zdjęcie: nr 585 - ppor. kaw. Tadeusz MAJEROWICZ, absolwent 2-go kursu oficerów rezerwy 1935. Znajdowało się pośród zdjęć innych oficerów przedwojennej "Dwójki". Materiały prawdopodobnie związane były z tzw. "sprawą ROBINEAU" (znana tuż po wojnie sprawa siatki wywiadu francuskiego działająca na Pomorzu Zachodnim, z "centralą" w Szczecinie).

iii Por. Tadeusz Majerowicz był oficerem rezerwy, który służbę rozpoczynał w 15 Pułku Ułanów, a stamtąd został przydzielony do służby w tzw. „dwójce”. Z jego wspomnień wynika, że nie był oficerem wywiadu, lecz kontrwywiadu wojskowego. W tym charakterze pełnił m.in. obowiązki nad granicą polską-niemiecką przed 1939 rokiem i w czasie pobytu na Węgrzech, w ramach II Korpusu „oficera informacyjnego” oraz wykonywał różne polecenia wynikające z służby „przy sztabie”. W swoich wspomnieniach chętniej opowiadał „anegdoty bojowe”, unikał natomiast wspomnień o realizacji działań „specjalnych” w trakcie i po wojnie.

iv Według KALENDARIUM Pułku Ułanów Karpackich 1940 - 1948:
19.06.1940 r.- kapituluje Francja.
20.06.1940 r. - gen. Władysław Sikorski decyduje i zarządza o przejściu Brygady Strzelców Karpackich spod dowództwa operacyjnego francuskiego pod brytyjskie.
27.06 - 02.07.1940 r. - przemarsz oddziałów BSK z Syrii do Palestyny nad jezioro Tyberiadzkie (Genezaret).
30.06.1940 r. - Dywizjon Ułanów BSK przybywa do m. Samakh, na terenie Palestyny.