W maju 2023 od Joanny Kuciel-Frydryszak otrzymałem przemiły prezent: autorski egzemplarz książki p.t. Chłopki – opowieść o naszych babkach. Na Face Book'u pochwaliłem się, że Autorka w swojej opowieści o ciężkim losie kobiet wielskich wykorzystała m.in. fragmenty wspomnień mojej Babci, Anny z Sewerynów Szopowej – Opowieści z Pamięci.
Kobiety pracowały nad siły i nie były doceniane:
Ja także byłam zmęczona i głodna, dzieci były głodne i to je trzeba było nakarmić w pierwszej kolejności. Ich to nie obchodziło, a tylko to, że oni są głodni i muszą się najeść. Po jedzeniu teść położył się w swoim łóżku, Janek usiadł na tapczanie zrobionym domowym sposobem, wyciągnął nogi, książkę położył na kolanach i odpoczywał. Ja nie miałam czasu usiąść do jedzenia. Takich dni było bardzo dużo. Nieraz prosiłam, aby pomógł mi coś zrobić. Odpowiadał, że to jest babska robota.
Powyższy fragment został także zacytowany w obszernym artykule zapowiadającym ukazanie się książki „Chłopki...”, opublikowanym w portalu ONET KULTURA. Warto przeczytać ten artykuł – oraz poniższy „komentarz”, sporządzony przez Pana Sylwestra Adamskiego, który z opisanymi zjawiskami społecznymi miał bezpośrednio do czynienia.
Babcia też narzekała
Dla kobiet to były straszne czasy. Moja Babcia Franciszka urodziła 14 dzieci na 25 hektarowym gospodarstwie. Samo wychowanie dzieci… to katorżnicza praca. Jak pamiętam, a bywałem tam w latach od 1940 do 1947 - w domu było zawsze bardzo czysto. Nas, brudasów, po całodziennej gonitwie kąpała i karmiła, a później kładła w czystej, zawsze wykrochmalonej, puchowej pościeli. Wszystko to utrzymywała bez tak łatwych i skutecznych w stosowaniu środków czystości, jakie mamy dzisiaj. Do jej obowiązków należał dom: utrzymanie czystości, pranie, prasowanie żelazkiem ( nie elektrycznym, lecz z tzw. duszą), przygotowywanie posiłków itd. Ponadto w gospodarstwie trzymano świnie, 10 dojnych krów, owce, konie i drobny inwentarz oraz drób.
Za wyjątkiem obsługi koni - dojenie i utrzymanie inwentarza należało do obowiązków kobiet. Jak te kobiety wytrzymywały to wszystko? - to wielka zagadka.
To przetrwało w jakimś stopniu do nie tak odległych czasów. W latach 1977- 1980 pracowałem w Zjednoczeniu PGR w Szczecinie. Kiedyś mój branżowy dyrektor dał mi polecenie, abym opracował harmonogram dziennych prac dla kobiety pracującej w oborze, w charakterze dojarki. Jak wiadomo - wtedy obowiązywał trzykrotny dzienny udój. Dzień pracy takiej kobiety wyglądał w przybliżeniu następująco:
Wstawały o 3-ej w nocy, bo natychmiast zaczynał się pierwszy udój. Każda z kobiet miała do obrobienia 10 do 15 krów, do ręcznego udoju. Po ukończonym udoju - myto konwie i wiaderka, zadawano pasze,wyrzucano obornik i rozkładano ściółkę. Kończyło się to około 7-mej.
Z obór kobieta biegiem spieszyła do domu, bo trzeba było dzieci przygotować do szkoły (śniadanie itd.) Dalej trzeba było przygotować obiad i wykonać także liczne, inne domowe czynności.
O 13-tej rozpoczynał się drugi udój i wszystkie te wymienione czynności z pierwszego udoju… I znów do domu, bo przecież obiad... Potem nigdy nie brakowało różnych innych czynności (nie tylko przygotowanie wieczornego posiłku).
O 17 lub 18-ej rozpoczynała się trzeci udój z tymi samymi czynnościami oraz zadawaniem dużych ilości pasz na noc. To kończyło się około 20 - 21-ej.
Późnym wieczorem, zmęczona, wracała do domu - a tam pełne ręce roboty, różne porządki, pranie, prasowanie itp. Jeśli szła spać - powiedzmy o 22-ej - to także nie miała zawsze spokojnego snu... Bo przecież mąż, który najczęściej był traktorzystą lub kombajnistą - nie był tak wymęczony, jak jego żona – i oczywiście miał potrzeby seksualne...
W sumie, jeszcze do niedawna, kobiety były niezwykle, nadmiernie obciążone. To niewolnictwo na szczęście zostało zniesione i chociaż dzisiaj na niewiastach nadal spoczywa większa odpowiedzialność za dom - to jednak tak dużego wysiłku już nie mają. Obecnie jest im lżej w pracy, a coraz częściej także „chłopy” angażują się w domu i dzielą obowiązkami.
Sylwester Adamski
red. Wojciech Banaszak