Do 2 Brygady wstępowali synowie chłopów, mieszczan i księża na kapelanów. Brygada tworzyła się z ludzi wierzących i praktykujących.
W 1914 roku Legioniści brali udział w walkach w Karpatach. Mam fotografie generała Hallera, razem z dowódcą 5 szwadronu 2 Brygady Wojsk Polskich, Władysławem Spychalskim (red.: niestety zaginione). W tych walkach brał też udział mój brat, Józef Seweryn z 6 szwadronu 2 Brygady. Wraz z pięcioma kolegami był wyznaczony na nocne czaty, ale w nocy zachorował na tyfus i nie mógł iść. Poszło tylko pięciu żołnierzy, a w nocy zostali otoczeni przez Rosjan i zabrani do niewoli. Brat ciężko przechodził tyfus i nie pisał do domu. Rodzice martwili się, że zginął w walkach karpackich.
Kawalerzysta wśród Sewerynów (ok. 1917). |
Wojna toczyła się na całym froncie wschodnim. Po paru tygodniach ćwiczeń w formacji karabinów maszynowych, wysłali ich na front w Besarabii. Janek źle znosił warunki wojskowe i na początku załamał się psychicznie; przestał pisać listy do domu. Miał jednak kolegę, który nazywał się Filiś - nauczyciel z Galicji, który wcześniej służył w wojsku austriackim i teraz zgłosił się do Legionów. Filiś tłumaczył, że „w wojsku zawsze są specjalne warunki i żeby Janek starał się dostosować do tych wymagań”. Rady te pomogły Jankowi opamiętać się. Zaczął pisać listy do domu i odpisywał też na moje listy. Przysłał mi swoją fotografię z frontu, z karabinem maszynowym, z okopów. Pisał, że na tym odcinku frontu jest cicho i spokojnie.
Jan Szopa w mundurze Legionisty (ok. 1918). |
W 1915 roku zawiązała się organizacja Ligi Kobiet z okolicznych patriotek. Liga Kobiet robiła paczki i wysyłała na front dla legionistów. Piekłyśmy słodkie ciastka. Słałyśmy suszoną kiełbasę, rękawiczki skarpety i szaliki, które kupowałyśmy za składkowe pieniądze. Paczki nosiłyśmy na pocztę, która była w Sułoszowej, 5-6 kilometrów od nas.
W 1916 roku legionistów przenieśli z Besarabii nad Styr, gdzie front stały dopiero się tworzył. Janek opisuje w liście walki, jakie się tam toczyły. Posuwali się do przodu tylko wykopanymi rowami, o głodzie, bo kuchnie nie mogły dojechać do nich, a rosyjskie samoloty stale latały nad nimi i patrolowały. Samoloty spuszczały bomby szrapnelowe, które rozrywały się górze i siały żelazne odłamki i śmiercionośne kule. Opowiadał, ze raz w południe, gdy na froncie się uciszyło i samoloty przestały obserwować, wyszli z rowów i usiedli w zagajniku. Przyjechały kuchnie i zaczęli jeść obiad. Nagle nadleciał samolot, spuścił bombę szrapnelową i gdy ta rozerwała się nad nimi - raniło piętnastu żołnierzy. Żołnierze bardzo się bali tych bomb szrapnelowych, bo zostawiały głębokie i trudno gojące się rany.
W końcu 1916 roku front nad Styrem się ustalił. Oddział karabinów maszynowych wykopał duży dół w ziemi, nakryli go z wierzchu okrąglakami, przykryli ziemią i w tak przezimowali. Taka ziemianka miała okno do obserwowania frontu i telefon.
Janek opowiadał, że pewnego dnia koledzy wyglądali okienkiem i zaśmiewali się. Jego też wzięła ciekawość, co tam jest. Popatrzył, ale nie zobaczył nic ciekawego i odsunął głowę - i właśnie w tej chwili przez okno przeleciała kulka, tuż koło jego ucha. Już mu się więcej na ciekawość nie zbierało.
Na tym odcinku przez całą zimę i wiosnę był spokój. Tylko żołnierze z rosyjskich okopów urządzali polowania na legionistów - celowali do nich, gdy się który pokazał. Legioniści odwzajemniali się - czasem udało im się trafić w głowę, która pokazała się z rosyjskiego okopu.
Ten front na północy trzymały wojska niemieckie, 1 Brygada Piłsudskiego i 2 Brygada Wojska Polskiego z kawalerią. Dalej, w stronę południa - wojska austriackie, węgierskie, czeskie, włoskie, każde na swoim odcinku. Austriacy trzymali też front na granicy włoskiej.
Na wiosnę 1917 roku wszczął się ruch na froncie, zaczęła się „przepychanka”. Mojego męża Janka i innych legionistów wycofali z frontu do Warszawy, na chwilowy odpoczynek.
Rękopis karty Opowieści z Pamięci. |
Wtedy przysłał mi bardzo ciekawy list - opisał, jak Warszawa obchodziła Święto Bożego Ciała - i ten list pragnę przepisać do tego pamiętnika:
8 czerwca 1917r.
Najdroższa Haneczko!
Po wczorajszym Święcie Bożego Ciała chcę Ci, Haniu, napisać list, żebyś wiedziała, jak w Warszawie uroczystość tę obchodzą. Ponieważ i Wojsko Polskie miało wziąć udział w procesji, więc tem bardziej zaciekawiało Warszawę i nas, jak to będzie.
Zbudzono nas wcześnie, abyśmy się mogli przygotować do uroczystości, poćwiczyliśmy trochę , żeby sprawniej chodzić, a potem cały oddział ruszył na Plac Saski, gdzie wszystkie oddziały legiońskie, stojące w Warszawie, zbierały się. Najróżniejsza zbieranina: trochę kawalerii pieszej, kompania sztabowa, różne oddziały trenińskie (szkolne? - WB), jako to i nasz.
Obstawili dokoła cerkiew, co na środku placu stoi i czekali na dalsze rozkazy, a że długo czekaliśmy - zaczęło się legunom przykrzyć. Niektórzy przypuszczali, że po to nas tu zebrali, żebyśmy tę cerkiew rozebrali i już upatrywali, od czego zacząć.
Z Placu Saskiego poprowadzono oddziały na Plac Zamkowy, gdzie je ustawiono w kordon przesuwający się od Archikatedralnego Kościoła Św. Jana i dalej przez Plac Zamkowy i Krakowskie Przedmieście, na którem były urządzone ołtarze.
Staliśmy tak od godziny 8-ej rano do 2-giej po południu, to jest, dopóki nabożeństwo się nie skończyło. Przed nabożeństwem na Plac Zamkowy przybył 3-ci pułk pod bronią i część 2 pułku ułanów z lancami, zdobnymi furkoczącymi chorągiewkami. Przybyła także muzyka strażacka i muzyka 3-go pułku.
Nabożeństwo rozpoczęło się o 10-tej, a o 12 ruszyła procesja. Najprzód szły z chorągwiami same cechy i stowarzyszenia, ogromnie długi sznur z ochron i szkół, dziewczynki w bieli z godłami ich gimnazjum, które niosły na poduszeczkach. Dalej radni miasta - kilku w pięknych strojach narodowych. Przed baldachimem postępowała muzyka strażacka, a przed strażakami oddział „Sokoła” i oddział milicji miejskiej. Księdza z Monstrancją prowadził chłop w sukmanie i mieszczanin, a otaczał sztab oficerów naszych, z dobytemi szablami. Za baldachimem szła muzyka 3-go pułku, dwa plutony piechoty i 2 plutony ułanów, oni też zamykali pochód.
Dwie godziny blisko trwała procesja. Wojsko nasze, ustawione na Placu Zamkowym, podczas każdej ewangelii czytanej przed ołtarzem, na dany trąbką sygnał, prezentowało broń. Piechota karabiny od nogi na ramię i z ramienia przed siebie, na sposób niemiecki, kawaleria zaś piki w górę, gdy wstanie, spocznij - trzyma je poziomo, równo z łbami końskimi.
Gdy procesja weszła już do kościoła, wojsko ustawiło się na Placu Zamkowym, muzyka zagrała "Boże, coś Polskę" i "Jeszcze nie zginęła", wszystkich niezwykle podniosły nastrój opanował. Potem, przy dźwiękach marsza, przed sztabem oficerów przedefilowała piechota, a następnie kawaleria i plac opustoszał.
Trzeba było to widzieć, bo to trudno opisać, te ruchy bronią piechoty, ten chód równy i twardy. Następnie rozwiniecie się kawalerii na placu szeroko i potem marsze, a chorągiewki na lekkim wietrze furkotały, furkotały... Tłumy krzyczą "niech żyją ułani". Przychodzi tylko na myśl zaraz, że tak mało tego wojska, każdy się nim zachwyca, tylko sam nie idzie. Cóż nam w końcu z tych zapałów gołosłownych pozostanie?
Zanim obiad zjadłem i rozdaliśmy piwo z magazynu (bo teraz w niedziele i święta mamy po pół litra piwa), była już czwarta. Poszedłem na nieszpór do Św. Aleksandra. Po nieszporze znów liczne procesje, po ulicach i placach, alem w nich udziału nie brał, bo mnie od tego stania nogi i krzyż bolały. Poszedłem tylko do Pani Nowakówny. Nie bawiłem długo, pogadaliśmy chwilę, mówi, że pracuje ogromnie teraz, bo zdaje egzamin. Potem poszliśmy na wystawę "Dziecko w Dolinie Św.", którą tym razem z większą korzyścią zwiedziłem, dzięki p. Now., gdyż ona, jako nauczycielka, znała się na tych rzeczach. Żałowaliśmy tylko, że Ciebie tam nie ma. Spotkaliśmy jeszcze na wystawie jeszcze jedną znajomą, nową nauczycielkę, z którą rozwinęła się rozmowa o polityce, a że to stronniczka Piłsudskiego, więc dosyć trudno nam się było porozumieć. Tak mi dzień pracowicie i dosyć zajmująco zszedł. Przespałem noc jednym tchem.
Pogodę mamy ładną, ale noce zimne, mogą bardzo źle wpływać na urodzaj, czy i u was podobnie?
Bądź mi zdrowa, moja najdroższa Haneczko. Całuję Cię i wszystkim w domu pocałunki przesyłam.
Twój zawsze Janek
Przechowuję wszystkie listy, które otrzymałam z frontu, z czasu wojny. Tak samo karty pocztowe i fotografie z różnymi widokami, Piłsudskiego, Hallera z okresu 1914, bitwy w Karpatach.
Mam tu ciekawy list od Janka, który pragnę umieścić w pamiętniku:
26 maja 1917r.
Nie wiem, Hanuś, czy wiele Ci napiszę, i tak wszystkiego pewnie nie napiszę, co mam na myśli. Radbym bardzo dużo owych myśli w liście umieścić, nie wiem tylko, czy one dadzą się w słowa ująć.
Dziś w nocy zaczął padać deszcz, teraz już godzina 8-ma rano, a wcale się nie wypogadza, pewnie po ostatniej długiej pogodzie zechcą dobrze ziemię odmoczyć. Skarb to prawdziwy, bo już zaczynała być susza na młode roślinki w polu, pewnie i u nas podobnie?
Wczoraj po południu nie miałem służby, byłem więc na majówce w kościele Zbawiciela. Ludzi było dosyć dużo, ołtarz wielki, umajony świeżo rozkwitłemi bzami, lud przeważnie ze sfery biedniejszej, zmizerowany tą długą wojną, szuka pociechy tutaj - modli się i prosi o przemianę ciężkich czasów. Z uczuciem śpiewa "Ty, coś karmiła świata Zbawienie..." Na lewo od prezbiterium jest boczna kaplica z obrazem M. B. Częstochowskiej, w której ołtarz zbudowany jest zupełnie na podobieństwo ołtarza w kaplicy na Jasnej Górze. Pełno tu zawsze modlących się. człowiek tu inaczej się czuje, niż w całym kościele - podobne uczucia i wiara opanowują, jak na Jasnej Górze.
Zamożniejsza, syta Warszawa, o tej porze wysiaduje w cukierniach, a często przed cukierniami, w urządzonych na otwartym powietrzu miejscach. Nierzadko i muzyka przygrywa, a rozkoszne powietrze majowe, zieleni czar... uprzyjemnia spożywanie. Ci modlić się nie potrzebują i prosić, bo mają, co im do życia potrzeba. Choć są i tam na pewno bóle i potrzeby, których, pomimo swojej możności, nie potrafią zaradzić i według ich odwiecznych pojęć, nie szukają na nie wsparcia tam, gdzie ci nieoświeceni. Którzy z nich szczęśliwsi na ziemi? Ja myślę, że ani jedni, ani drudzy, bo szczęścia trwałego na ziemi nie znajdzie - zawsze jednak lepiej tym, którzy w ciężkich chwilach mają kogo na pomoc wezwać, oprzeć się o Boga, wierząc, że wszystko złe tu, na ziemi, nagrodzone zostanie w życiu przyszłem. Po co ja to piszę? Takie mi myśli nieraz przychodzą do głowy, patrząc na ludzi tutaj i wiele, wiele innych, które chciałoby się z kimś podzielić...
Po majówce udałem się do Parku Łazienkowskiego. zacisznie tu po gwarze miasta, tak, że zupełnie jego odgłosów nie słychać. Od Alei Ujazdowskiej teren ku Wiśle spada nagle w dół, że większość parku znajduje się w dolinie, odgrodzone od ulicy dość dużym wzgórzem, ku Wiśle zaś tylko rzadkie domy i ogrody. Dużo drzew w parku starych, wyniosłych, ogromne białodrzewy, czyli topole nadwiślańskie. Kasztany, dęby, lipy. Środkiem parku przepływa kanał, nad którym stoją pałacyki, stary amfiteatr, pomnik króla Sobieskiego i inne domki. Z obydwu stron kanału aleja wysadzana kasztanami, które wyrosły w ogromne drzewa, szczególniej teraz piękne, gdy zakwitły. Kanał ten w różnych miejscach rozszerza się w sadzawki, na których potworzono wyspy, także gęsto zarosłe. Na sadzawkach wynajmują łódki i w niedziele zawsze tu ruch duży łódkami.
W najdalszej od miasta stronie parku czuje się człowiek jak w gaju. Drzewka tu gęsto rosną, ptactwo wszelakie na różne głosy śpiewa nie płoszone przez ludzi, bo tu już rzadko się kręcą.
Tak wygląda, nieudolnie Ci przedstawiany, Park Łazienkowski, gdzie Twój Jasiek, Haneczko, chodzi najczęściej sam i duma o czasach, jakie te drzewa stare widziały lub tęskni za Hanuśką, że razem z nią nie może dumań swoich podzielić.
Dziś, gdy koniec listu dopisuję, już jest niedziela, Zielone Świątki. Wczoraj deszcz ciepły padał do południa, dziś mamy piękną pogodę, po deszczu wszystko, co rośnie, przecudnie wygląda; jak tam dopiero u nas w polu musi być ładnie! Bo pewnie i u nas deszcz podobny.
Za dwie godziny idziemy do kościoła.
Bądź zdrowa Haneczko moja serdeczna, wszystkim w domu uściski przesyłam.
Twój zawsze Jasiek
Po dłuższym spokoju na froncie wschodnim, w lipcu zaczął się ruch wojska niemieckiego i wojsk rosyjskich. Niemcy wysłali na front duże oddziały dobrze uzbrojonych wojsk. Rosjanie też atakowali dużymi siłami, tak, że front przesuwał się ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód. Dużo było zabitych i rannych. W Rosji zaczęły się ruchy rewolucyjne. Niemcy w obawie, że Legiony Polskie mogą się buntować i przejść na stronę rosyjską, wycofali wojsko legionowe (Pierwszą i Drugą Brygadę) do Warszawy i rozkazali złożyć przysięgę na wierność Niemiec i Austrii. Tu mam list od Janka, naocznego świadka:
Warszawa, 9 lipca 1917r.
Najdroższa moja Haneczko!
Dziś w południe zjawił się Miodek z wiadomością, że jedzie do Zagórowej, więc przesyłam list przez niego i kilka kartek fotografii naszej kwatery.
Dzisiejszy dzień był bardzo ważny dla sprawy przyszłej budowy Państwa Polskiego. Dziś odbyło się zaprzysiężenie wojska polskiego podług roty przysięgi ułożonej przez Radę Stanu.
Nie mam pojęcia, jak będzie dalej, bo pułki nie wszystkie zgodziły się na przysięgę. Przysięga miała się odbyć na stokach cytadeli, obok Krzyża Traugutta, tymczasem w ostatniej chwili zmieniono i zarządzono na dziedzińcu koszar 3-go pułku, obok mostu Poniatowskiego. Miały być delegacje wszystkich pułków, tymczasem 1 i 5-go wcale nie przybyły. Tak samo artylerii część, a druga część, choć przyszła do Warszawy, do przysięgi nie stanęła. Również 1-szy pułk ułanów wcale nie przysłał delegatów, zaś delegacja 2-go pułku ułanów przybyła, ale do przysięgi nie stanęła, tak samo 4 pułk piechoty.
Do przysięgi stanęły tylko delegacje trzech czy czterech pułków piechoty, oddziały sztabowe z Warszawy i oddziały taborowe.
Przed przysięgą zapytywani byli wszyscy, czy chcą przysięgać - jeśli nie - będą odesłani do miejsc zamieszkania. Kto chciał, występował.
Z naszych oddziałów taborowych, na 80 Królewiaków (bo tylko Królewiacy wyłączeni byli do przysięgi) nie chciało przysięgać tylko kilkunastu. Razem przysięgających było trzydziestu kilku oficerów i tysiąc trzystu kilkudziesięciu ludzi. Co będzie z tym, że tamte pułki odmówiły Radzie Stanu przysięgi i czemu przysięgę przeprowadzono, pomimo że większość zdaje się, odmówiła, nie mam pojęcia.
Wojsko pono rozpolitykowane ogromnie. Piłsudski i lewica wystąpili z Rady Stanu, pomimo, że poprzednio na rotę przysięgi zgodzili się - o tym pewnie już wiecie. Co z tego wszystkiego wyjdzie, dziś trudno powiedzieć, czas dopiero wyjaśni.
Przysięga odbyła się uroczyście. Wojsko sztabowe w czworobok, pod bronią, na przedzie ołtarz polowy. Mszę św. odprawiał ks. Panaś, przygrywała muzyka 3 pułku. Bliżej ołtarza zebrani: Komendant Legionów ze sztabem i goście zaproszeni, członkowie Rady Stanu z marszałkiem Niemojewskim na czele.
Rota przysięgi brzmiała tak: "Przysięgamy Bogu,Ojczyźnie, Królestwu Polskiemu i przyszłemu królowi. Zobowiązujemy się dotrzymać braterstwa broni Niemcom i Austrii" - i o to braterstwo broni właśnie wszystkim chodzi.
Ważne, bardzo ważne czasy i wypadki, trudno dziś osądzić, co z tego wszystkiego będzie...
Widziałem się z Franusiem, który przyjechał dziś na tę przysięgę. Był w kłopocie, co zrobić. Tam, na dziedzińcu, chodził kilka razy do mnie, bośmy blisko siebie stali, czy ja występuję, czy nie. Ponieważ ja mówiłem, że lepiej zostać, przy tym w naszym oddziale nikt nie występował, poradziłem mu, że niech tak robi, jak cały oddział. Chciał się zgłosić do przysięgi, lecz gdy większość nie stanęła, więc i on razem z nimi. Józka nie było, Włodka również i nic nie wiem, co oni o tym myślą.
Ja sądzę, że o ile cała sprawa przysięgi słabo wypadnie, to pewnie z tworzeniem armii i państwa będzie koniec i będziemy czekać na koniec wojny i łaskę przyszłego kongresu pokojowego. Co będzie z Legionami, nic dziś nie wiadomo.
Dziś w nocy lał deszcz i rano wstrzymał się tylko na czas zaprzysiężenia, po południu znów leje - jeśli i u nas tak, to poratuje urodzaje dobrze.
Wczorajsza niedziela przeszła mi bezbarwnie. Mieliśmy sporo ćwiczeń, po południu wyszedłem do Łazienek i nic więcej. Poza tym ich nowego u mnie dziś nie ma i na żniwa się mnie nie spodziewajcie. Będę próbował - warunki do urlopu są bardzo trudne. Proszę o list, jeśli będziesz mogła napisać.
Całuję Cię najdroższa moja Haneczko i wszystkich w domu
Twój Janek
Z tą przysięgą skończyły się nasze nadzieje na odzyskanie wolnej Ojczyzny, Polski. Ciężko to przeżywaliśmy. Tyle ofiar i poświęceń... Ale Rada Stanu nie rezygnowała i nasz Mistrz J. Paderewski w Ameryce z całych sił starał się, zabiegał u władz i Ruswelta (raczej prezydenta Wilsona – red. WB) o pomoc i obronę naszej Wolności...
Niemcy - po odmówieniu przysięgi przez 1 Brygadę Piłsudskiego i część 2 Brygady (kawaleria przysięgi odmówiła) - wszystkich wywieźli do obozów, do Szczypiorna i innych, a Piłsudskiego do Magdeburga. Tych, którzy złożyli przysięgę, razem z generałem Hallerem, wywieźli do Wschodniej Galicji, jako poddanych Austrii.
Pajęczyna /Wojciech Banaszak 2011/. |
Kiedy po przysiędze Legiony wysłano do Galicji, Janek dostał miesięczny urlop, na cały listopad. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Po długiej rozłące jesteśmy razem. Wojna się kończyła, w domu spokój. Teść ucieszony, że syn żyje. Tylko ciężko nam było na sercu i myśli, że wolność Ojczyzny, krwią okupiona i wielkim trudem, wisi na włosku niepewności.
Miesiąc prędko przeleciał. Janek z ciężkim sercem musiał wracać do swojej jednostki. Pisał, że długo szukał swojego miejsca w oddziale, przy taborach, gdzie go ostatnio przydzielili. Nadal stali w Galicji.
[W tym czasie…] Zaczęłam niedomagać, nie mogłam jeść, miałam nudności, wymioty, mdłości itp. dolegliwości. Okazało się, że jestem w ciąży. Ucieszyłam się, że będę mieć swoje dziecko, a był już na to wielki czas, bo dochodził piąty rok naszego małżeństwa. Bardzo pragnęłam tego dziecka i zaczęłam „żyć dla niego”. Teść był ucieszony i zaczął być dla mnie lepszy i uważniejszy, cieszył się, że ród nie zaginie.
Do Janka nie pisałam, że jestem w ciąży. Uważałam, że przyjdzie na to czas. Wiedziałam, że Janek w wojsku czuje się źle, że to jest dla niego stracony czas. Tęsknił za domem, za pracą na roli. Kiedy zaś Austriacy w 1918 roku internowali Legiony w Galicji i wywieźli ich do obozów na Węgry, pisał, że mają ciężkie warunki. Austria, całkowicie wyczerpana wojną, źle żywiła internowanych legionistów. Pisał, że ich pożywieniem jest rosół gotowany z burakami pastewnymi, na końskich kościach. Na Święta Wielkanocne wysłałam mu paczkę, ale szła długo i wiele się w niej zepsuło.
W 1918 roku w Warszawie zwołano tak zwane Zgromadzenie Powszechne. Każda gmina zobowiązana była do wysłania swojego delegata. W naszej gminie Jangrot wybrali Mikołaja, mojego teścia. Był tak zdenerwowany wyjazdem do Warszawy, że nie mógł się ubrać i musiałam mu w tym pomagać.
Teść miał w zwyczaju, że gdy się dokądś wybierał, to cały dom był poruszony, wszystko mu gdzieś ginęło i wołał "gdzie mam to, gdzie mam tamto".
Do jedzenia na drogę zabrał kawał chleba. Pamiętam, że ukroiłam dużą piętkę z tego chleba, z jej wnętrza wykroiłam kawałek ośródki i w ten dołek nakładłam masła i "przykleiłam" z powrotem na miejsce. Zawinęłam w specjalną, tylko do tego przeznaczoną, chustkę z materiału (papieru śniadaniowego wtedy nie znano). Tak zawinięty chleb teść brał ze sobą zawsze, gdy gdzieś wyjeżdżał.
Po powrocie z Warszawy teść mówił, że było bardzo dużo zgromadzonych ludzi, którzy krzyczeli Piłsudski! Piłsudski! - został wybrany Marszałkiem Państwa Polskiego. Zaczął się tworzyć Rząd Polski z Ignacym Paderewskim, Dmowskim i innymi patriotami i działaczami ruchu wolnościowego. Został postawiony Krzyż Niepodległości na stokach cytadeli w Warszawie.
Niemcy jeszcze siedzieli w Warszawie, z Besselerem na czele. Wtedy powstały miejscowe bojówki przeciw Niemcom i przerodziło się to w powstanie. Niemcy z Besselerem uciekali w wielkim pośpiechu i strachu. Świadkowie tej ucieczki opowiadali, że „Besseler uciekał w kalesonach”.
Warszawa i wszyscy, którzy walczyliśmy o Wolność, odetchnęła. Nowy rząd, który się utworzył, zaczął starać się u rządu austriackiego w Wiedniu o uwolnienie Legionistów, którzy byli internowani i siedzieli w obozach na Węgrzech.
Kwiat szarotki /wyklejanka Anny Szopowej, ok. 1990/. |
25 lipca 1918 roku - prawie zaczęliśmy jeść śniadanie - usłyszałam mocne dobijanie się do drzwi frontowych. Wstałam od stołu i wyszłam, ciekawa, kto się tak mocno dobija do drzwi. Otworzyłam i kiedy zobaczyłam, że to Janek - aż mnie zatkało ze szczęścia, że już jest i że go widzę. Również Janek był bardzo zdumiony i ucieszony moim wyglądem. Byłam już w dziewiątym miesiącu ciąży. Powiedział, że domyślał się z moich listów i bardzo był ciekaw, czy to okaże się prawdą. Janek wrócił z niewoli z chorymi oczyma i katarem żołądka. Mówił, że gdy przyszła wiosna, która na Węgrzech zaczynała się wcześnie - rosła trawa i Węgrzy najmowali legionistów do koszenia, a jako pożywienie dawali im mąkę kukurydzianą. Z tej mąki legioniści gotowali potrawę, po węgiersku zwaną mamałygą. Gdy i Janek dostał tę mąkę, to ugotował ją po swojemu, a po zjedzeniu dostał wielkich boleści i zachorował na katar żołądka.
Anna Szopowa
-----------------------------
Zapraszam do pobrania i lektury -> Anna Szopowa i Wojciech Banaszak: Opowieści z Pamięci
WojCiech
Od Wojciecha: Historia odzyskania niepodległości przez Polaków po I wojnie światowej jest znacznie bardziej skomplikowana, niż się na pozór wydaje:
Konsekwencje niezłożenia przysięgi wiernopoddańczej przez Legiony mogły mieć dokładnie odwrotne skutki od tych, które znamy. Niestety, podziały powstałe wskutek tego wydarzenia były kontynuowane także po odzyskaniu niepodległości. Więcej o "Błękitnej Armii" gen. Hallera można przeczytać m.in. tutaj:
„Dla Ciebie, Polsko, i dla Twojej chwały”. Droga Błękitnej Armii Hallera do Ojczyzny
O tym, jak Polska odzyskała niepodległy byt po rozbiorach, warto przeczytać tutaj: