Przejdź do głównej zawartości

Translator

BULOVA

Wyciągnął rękę i pokazał czerwoną książeczkę. Na spoconym ze strachu nadgarstku błysnęła srebrna Bulova.

- Oto moja legitymacja partyjna członka KPCz*. Mam nadzieję, że towarzysze rozumiecie, że nie możecie dłużej więzić mojej żony. Jest obywatelką Socjalistycznej Republiki Czechosłowackiej i nie podlega polskiej jurysdykcji.

Skacowany po nocnej popijawie ubek, kierownik miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa w Olkuszu, wiedział już od jakiegoś czasu, że dalsze przetrzymywanie Danuty nie ma większego sensu. Te kilka tygodni przesłuchań było męczące dla obu stron. Bicie pięknej i inteligentnej dziewczyny nie dawało zwykłej satysfakcji. Powtarzała w kółko swoją śpiewkę i nie powiedziała nic obciążającego swoich braci. Wszyscy byli zagrożeni karą śmierci za ukrywanie skrzyni z bronią i współpracę z WIN**. Cała organizacja była już wtedy niemal w całości zinfiltrowana przez czerwonych, a Komenda Stacha została wręcz założona przez ubecką wtykę***. Dowodów nie brakowało, ale ta szelma mogła naprawdę nic nie wiedzieć… I do tego ten czeski mężulek. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej inaczej by z nią gadał. Teraz nie chciał, by nowa narzeczona i koleżanka funkcjonariuszka patrzyła na jego „męskie” metody rozpracowywania co ładniejszych i bardziej pociągających aresztantek. Może i lepiej, żeby ten bezczelny pepik już zabrał ją sobie do Brna...

Bulova /Paweł Szopa 2014/.

Zegarek dostał niedawno od ojca, po zdaniu ostatniego egzaminu, prawie był już lekarzem. Unikalny cyferblat z eskulapem umożliwiał łatwy pomiar tętna po odliczeniu dwudziestu uderzeń pulsu. ENUMERAS AD XX PULSUS głosił dwa razy powtórzony nadruk nad strzałkami dodatkowych skal, rozpoczynających się na godzinie dwunastej i szóstej.

Frantisek korzystał z tej funkcji na co dzień, aż do swojej pechowej śmierci w Akwizgranie, 33 lata później. Wtedy to zaufał swoim niemieckim kolegom i w sylwestrowy wieczór 1980 roku zgodził się na rutynowy zabieg usunięcia hemoroidów. Operacja się udała, a pacjent został pochowany na przepięknym cmentarzu Waldfriedhof. Zgon spowodowało jednoczesne, aczkolwiek niedozwolone, podanie dwóch różnych beta-blokerów oraz najwyraźniej sylwestrowe rozluźnienie personelu.

Do tego momentu zegarek towarzyszył pierwszemu właścicielowi we wszystkich kolejach losu. Franto, jak nazywali go najbliżsi, był programowym antykomunistą i z tych też powodów nie chciał mieć dzieci, „by nie cierpiały w najlepszym z ustrojów”. Nie był w kom-partii, więc kilkanaście lat spędził w „zielonych garnizonach” jako lekarz, powołany przez władze wojskowe z braku wystarczającej ilości ochotników.

Nie przewidział, że w 1968 roku, po wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego, paradoksalnie właśnie wtedy - pojawi się legalna możliwość wyjazdu z „radosnej” Czechosłowacji.

Jak jeszcze dwa razy w przyszłości, musieli nagle zostawić cały dorobek dotychczasowego życia i cieszyć się kilkoma walizkami, które mogli zabrać ze sobą. Wyjechali z żoną na kontrakt a Tunezja była najpiękniejszym, dwuletnim okresem w ich życiu. Nie pierwsi próbowali wystąpić o azyl i w ten sposób przedłużyć pobyt z dala od „czerwonych”. Wielu lekarzy „ze wschodu” zrobiło to wcześniej, ale teraz Tunezja nie chciała ryzykować, że zostanie pozbawiona kolejnych dostaw tanich specjalistów.

Przymusowy urlop w Paryżu bez większego bagażu był kolejną ucieczką do wolności. Atmosfera we Francji była wtedy jeszcze przyjazna dla uchodźców 68. roku. Jednak ich służbowe paszporty bardzo komplikowały sytuację. Groziła im deportacja. Co więcej, pozostanie na „zachodzie” na paszporcie służbowym było traktowane przez władze komunistyczne jak zdrada stanu i groziło nawet zaocznym, wieloletnim wyrokiem więzienia. Taki wyrok przysłano im zresztą kilka lat później, pocztą, już do Niemiec. Wszyscy koledzy po fachu byli jednocześnie towarzyszami KPCz i jako najlepiej poinformowani, zadbali o paszporty turystyczne. Partyjnym spryciarzom nie groziło więc natychmiastowe wydalenie do kraju jako funkcjonariuszom reżymu i potencjalnym szpiegom.

Danuta Szopa /ok. 1940/.

Z Francji do Kanady wyjechali jako bezpaństwowcy, z paszportami nansenowskimi. Wyjechali tylko dzięki wyjątkowej życzliwości i ludzkiemu podejściu przesłuchującej ich pani prokurator. Po prostu patrzyła im głęboko w oczy i w końcu uwierzyła w spójne i otwarte, wielodniowe wyjaśnienia.

Kanada mogła być rajem dla Danuty, ale Franciszek, choć poliglota, nieoczekiwanie nie uwierzył w możliwość pełnego opanowania angielskiego i nostryfikacji dyplomu. Zablokowany umysł i psychika zastrajkowały. Odezwali się jednak koledzy, którzy uwili już sobie gniazdka w RFN. Wspólna decyzja wyjazdu do Niemiec nie była dla niego łatwa, mimo że był synem Niemki i Czecha. Wciąż czuł się Czechem i wiedział, że nigdy nie podpisze „Listy Wypędzonych”, tak często wykorzystywanej do celów politycznych.

Nie chciał znowu zaczynać wszystkiego od zera. Tak jednak się stało i wcześniejszy okres nie został mu zaliczony do lat pracy a późniejsza wdowia renta Danuty była wyjątkowo mizerna.

Po feralnym „sylwestrze” zegarek leżał na półce przez długie 15 lat, bo Danuta, która teraz nazywała się Sophie Mueller, nie użyła go nigdy. Zmarła w swoim pokoju, jak głosi akt zgonu, między godziną 9.00 10 lipca a godziną 10.00 21 września 1996, w nie do końca znanych okolicznościach; jej ciało uległo mumifikacji.

W rzeczach ciotki, Zofii Danuty, znalazłem tę samą czerwoną legitymację studenta medycyny, która pół wieku wcześniej być może uratowała jej życie. Zegarek Bulova jest teraz moim talizmanem. Jego delikatny i elegancki design często przenosi moje myśli w tamten brutalny i niepewny jutra świat komuny. Dzięki tym myślom i narzucającym się porównaniom, dużo łatwiej jest mi w pełni docenić to co mam i kim jestem, dużo łatwiej jest być szczęśliwym.

Paweł Szopa

Kraków, 12.10-26.11.2014

-----------------------

* KPCz - Komunistyczna Partia Czechosłowacji

** WiN - Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawisłość”

*** Tzw. Piąta Komenda WiN - w rzeczywistości była prowokacją: została założona przez agentów UB w celu „ujawnienia wrogich elementów”. Aresztowania związane z opisywaną "sprawą" dotknęły także innych członków rodziny Szopów, Michała i Stanisława (Stanisław został skazany na karę śmierci, która jednak nie została wykonana, lecz długo "siedział" w więzieniu we Wronkach).